- Wszystko będzie dobrze - szepnął w jej włosy. - Nic ci się nie stanie.
Objęła go ramionami w pasie i starała się zapanować nad swoim ciałem, które kompletnie odmówiło jej posłuszeństwa. Nogi w krótkich glanach uginały się pod jej ciężarem, a pod ciepłym czarno-białym kardiganem przechodziły ją lodowate dreszcze. Blondyn podniósł jej brodę i patrzył w jej zielone oczy. Nie musiał nic mówić, doskonale wiedziała, że od przebiegu tej rozmowy zależy jej być, albo nie być w tej szkole. Splotła palce z jego palcami i razem zeszli do hallu, skąd wdrapali się innymi schodami do gabinetu dyrektora. Dziewczyna zatrzymała się przed ciężkimi drzwiami i wygładziła dół swojej sukienki. Logan spojrzał na nią, przechylając lekko głowę, wyglądał jak zaciekawiony kociak.
- Wyglądasz jak uosobienie niewinności w tej sukience, ale i tak jesteś piękna - dodał szybko.
Sukienka była bardzo prosta, zwężana w talii, z rękawami do łokci i z klasycznym kołnierzem pod szyją. Włosy zebrane w warkocz opadały jej na ramię. Nerwowo szarpała nitkę przy wykończeniu swetra. Chłopak złapał ją za nadgarstek i uniósł brodę dziewczyny, nachylił się i musnął wargami jej wargi. Annabell zadygotała pod wpływem jego dotyku. Blondyn odgarnął głowę z czoła i zapukał do drzwi. Otworzyła szerzej oczy, nie była jeszcze gotowa na tą rozmowę. Po krótkim "wejść" Logan nacisnął klamkę i wepchnął ją do środka, a sam wszedł za nią.
- Annabell i Logan, miło was widzieć - powiedział ciepło Hans Kroger. - Przykro mi z powodu tego co się stało.
Gabinet dyrektora wychodził na wschód, ale z jego wysokich okien roztaczał się zupełnie inny widok niż z jej okien. Dziedziniec był zasypany śniegiem, spod którego wystawały cienkie gałązki żywopłotu. Pokój był idealnym kwadratem, większość jego powierzchni zajmowały regały z książkami, dziewczyna przebiegła wzrokiem po tytułach. Czechow, Frost, Fitzgerald, Dickens, Poe, Homer, Owidiusz, dyrektorska kolekcja była na prawdę imponująca. W centrum stało mahoniowe biurko, a za nim bordowy fotel. Kroger wskazał im krzesła przed biurkiem obite czarną skórą.
- Napijecie się herbaty?
- Poproszę - powiedział Logan, rozsiadając się wygodnie na krześle. Annabell podejrzewała, że już nie raz na nim siedział.
- A ty Annabell?
- Ja też poproszę - powiedziała, siląc się na normalny ton.
Po chwili rozszedł się silny zapach bergamotki i przed nimi pojawiły się dwa kubki parującej herbaty earl grey. Dziewczyna wzięła swój i napiła się, ciepło rozeszło się po jej ciele, przyjemnie pobudzając każdą komórkę jej ciała. Mężczyzna postawił na blacie talerz wypełniony herbatnikami, a sam opadł na swój fotel. Złączył czubki palców i popatrzył na młodych herosów.
- Domyślam się, że nie wpadliście tylko na herbatkę, choć szkoda - uśmiechnął się krzywo.
- Nie, panie dyrektorze.
- Logan to nie jest oficjalna rozmowa - wtrącił mu Kroger.
- Rozumiem.
Annabell nerwowo obracała w palcach srebrnego konia zawieszonego na rzemieniu okręconym wokół nadgarstka. Słabe światło żyrandola odbiło się od jego metalicznej powierzchni. Długie palce Logana zacisnęły się na jej kolanie, przez grube czarne rajstopy czuła ich ciepło.
- Bo widzi pan - zaczęła nieśmiało.
- Mów mi Hans.
- Bo widzisz - dziwnie się czuła mówiąc do niego na ty. - Jest coś co powinnam była ci powiedzieć już dawno, ale nie potrafiłam zdobyć się na odwagę. Niestety, albo stety ostatnie wydarzenia zmuszają mnie do tego, by wyjawić prawdę.
Splotła palce z palcami Logana, który je lekko uścisnął. Wzięła głęboki oddech i spojrzała prosto w topazowe oczy mężczyzny. Zaczęła mówić, słowa same wypływały z jej ust i układały się w spójne zdania. Nie ominęła żadnego szczegółu, powiedziała wszystko co wiedziała. O budzących się bogach, o planach Nemezis, o tym czego pragną Amazonki. Cały czas nie spuszczała wzroku z twarzy dyrektora. Gdy po dziesięciu minutach nieustającego monologu skończyła, opadła na oparcie i ukryła twarz w dłoniach. Logan trzymał jej drżące palce, ale nie odzywał się.
Pomimo strachu przed tą rozmową, gdy tylko zamilkła, poczuła ogromną ulgę, ogromny ciężar spadł jej z serca i pozwolił znów oddychać, ale jednocześnie głos w jej głowie szeptał: Zdradziłaś. Zdradziłaś matkę, kuzynki, całe pokolenia. Dziewczyna starała się go uciszyć, ale szyderczy głos nie milkł, ciągle sączył jad w jej umysł.
- Annabell... Dziękuję, że to powiedziałaś - podniosła wzrok na Krogera. - Szkoda, że tak późno, bo mogliśmy uniknąć sytuacji z wczoraj.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, bała się, że zacznie krzyczeć, albo co gorsza od razu wrzuci ją do lochów. Logan zauważył zmianę w jej nastroju i nie zważając na spojrzenie dyrektora objął ją mocno i przytulił do siebie. Jej ręce uniosły się i oplotły go w pasie.
- Kocham cię - szepnął jej do ucha, tak, że słyszała to tylko ona. - Dobrze zrobiłaś - dodał, przecząc natarczywemu głosowi w jej głowie, który jakby skulił się pod wpływem jego barytonu.
- Niestety będziesz musiała stanąć przed sądem.
Tego się nie spodziewała, a na pewno nie spodziewała się takiej reakcji Logana. Natychmiast ją puścił, wstał tak gwałtownie, że herbata prawie wylała się z filiżanek, jego oddech przyspieszył i stał się płytszy, oczy mu pociemniały, a śnieżyca na dworze przybrała na sile.
- To jakiś absurd - warknął, a jego głos zmieszał się z hukiem grzmotu.
- Logan - powiedziała cicho Annabell, łapiąc go za rękę. W jej głosie była prośba, ale także ostrzeżenie. Spojrzał na nią chłodnymi oczami z góry.
- Moore zdążył złożyć oskarżenie.
- Wiedziałeś wcześniej? - serce dziewczyny zdawało się stawać i znów rozpędzać, krew szumiała jej w uszach.
-Nie wiedziałem dokładnie o co chodzi, ale teraz, zrozumcie mnie, że nie mam innego wyjścia.
Logan zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Przypomina polującą pumę. Posłała przepraszające spojrzenie Hans'owi, ale on tylko machnął ręką i wyszedł przez boczne drzwi zostawiając ich samych. Dziewczyna przez chwilę patrzyła na drzwi, aż w końcu podniosła się z fotela. Chłopak opierał ramię o regał i wpatrywał się w złote litery na grzbiecie książki. Poczuł jak delikatne ręce Annie obejmują go w pasie i jak przyciska pierś do jego pleców. Położył dłoń na jej splecionych palcach. Czuła jego zapach i napięte mięśnie pod koszulką. Odwrócił się w jej ramionach i oparł dłonie o jej szyję. Zadarła głowę, by spojrzeć mu w oczy, które znowu przybrały barwę lazuru. Oparł czoło o jej czoło i westchnął głośno.
- Nie mogą cię postawić przed sądem - szepnął, a jej twarz owionął jego oddech. Malinowe wargi herosa były tak blisko jej.
- Mogą, a ja stanę przed sądem i poniosę wszystkie konsekwencje - powiedziała hardo.
Logan jęknął, wiedział, że podjęła już decyzję i, że nie ma na nią wpływu. Mógł ją tylko zaakceptować. Było to dla niego trudne, ale znał ją na tyle dobrze, że zdawał sobie sprawę z tego, że namawiając ją do zmiany decyzji wyrządziłby większą szkodę, niż by chciał.
Uśmiechnęła się słodko i wspięła się na palce, by go pocałować. Ich serca wybijały ten sam rytm. Idealnie zsynchronizowane, jak jedna dobrze działająca maszyna. Trwali w tym dziwnym uścisku, obejmując się ramionami i przyciskając wargi do swoich warg. Nie był to szczególnie namiętny pocałunek, ale wyrażał wszystko co czuli. Odsunęli się od siebie niechętnie, gdy Kroger wszedł do gabinetu, po ich twarzach widział, że pogodzili się, a raczej Logan pogodził się z zaistniałą sytuacją.
- A teraz muszę ci przydzielić coś na kształt ochrony i straży - uśmiechnął się widząc jej minę. - Logan nie może cię opuszczać ani na minutę, wyjątkiem są wizyty w łazience.
- Ani na minutę? - upewnił się Logan, z trudem ukrywając radość w swoim głosie.
Mężczyzna mruknął potwierdzająco.
Chłopak skinął głową, a na jego wargach pojawił się szeroki uśmiech.
- Czy to już wszystko? - spytał Kroger, znów łącząc czubki palców.
- Właściwie to... - Logan spojrzał szybko na Annabell - nie. - Dyrektor spojrzał na niego wyczekująco. - Chodzi o to, że mamy podejrzenia, że Ann jest półbogiem.
Dziewczyna nigdy wcześniej nie doświadczyła ciszy tak gęstej jak wtedy. Zdawało jej się, że naciska na jej pierś nie pozwalając oddychać, ani tym bardziej cokolwiek powiedzieć. Słyszała rozmowę herosów, ale nie dochodził do niej sens ich słów. Zupełnie jakby mówili w innym języku.
- Apollo.
To imię ją ożywiło, czy to na prawdę był jej ojciec? Hans przyglądał jej się z wyraźnym zaciekawieniem.
- Więc mówisz, że śpiewem poruszyła ziemię?
- Dwukrotnie.
- Zaśpiewaj coś Annabell, proszę - powiedział łagodnie.
Otworzyła usta, by zaprotestować, ale nagle zmieniła zdanie i zaczęła śpiewać. Najpierw cicho i delikatnie, jej głos był czysty i wysoki jak dźwięk harfy. Mężczyźni patrzyli na nią z oczami szeroko otwartymi, a jej pieśń ciągle trwała. Logan przysłuchiwał się jej słowom i dopiero po chwili rozpoznał w jej "May it be" Enyi.
- Widziałem jak strzelasz z łuku, słyszałem jak śpiewasz, dowiedziałem się o twoim szybkim powrocie do zdrowia. Mogę powiedzieć, że dla mnie jesteś półboginią - uśmiechnęła się mimowolnie. - Ale wszystko stałoby się jasne, gdyby ojciec cię uznał.
- To się nie stało - wtrącił Logan, ale Kroger natychmiast mu przerwał.
- Wiem, od 345 r. p.n.e. - Uzupełnił. - Ale to nie znaczy, że nie może.
Zrozumieli, że to koniec rozmowy. Dziewczyna patrzyła na mężczyznę, szeroko otwartymi oczami. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko poszło ta szybko i tak łatwo. Logan wziął ją za rękę i delikatnie pociągnął, wyraźnie się ociągając wstała. Hans znów przywołał na swoją twarz maskę obojętności.
- Dobranoc Annabell, dobranoc Loganie - powiedział.
- Dobranoc panie dyrektorze - powiedział chłopak i objął ją w talii.
Pozwoliła mu się sprowadzić po schodach do hallu, jego silne ramiona napierały na jej ciało zmuszając ją do parcia na przód, nie pozwalając jej się zatrzymać. Zegar nad schodami wybił dziesiątą. Zaczęli się wspinać po schodach do wschodniego skrzydła, odgłos ich kroków był tłumiony przez gruby, bordowy dywan. Światła lamp przygasły informując ich o ciszy nocnej. Śnieg spowił świat białą kurtyną tak, że nic nie było widać, wiatr uderzał o szyby, które skrzypiały przeraźliwie. Po kręgosłupie Annabell przebiegł zimny dreszcz. Dotarli do drzwi jej pokoju, Logan wyciągnął z kieszeni klucz i przekręcił go w zamku. Nacisnął klamkę i pchnął drzwi do środka. Spojrzał jej w oczy, jego palce delikatnie musnęły jej podbródek.
- Niedługo wrócę, siedź w pokoju i z niego nie wychodź, okej? - Pokiwała głową. - Proszę cię, siedź tu.
Wepchnął ją do środka, odwróciła się do niego w momencie, gdy zamknął drzwi. Usłyszała trzask zamka i jego oddalające się kroki. Westchnęła ciężko. Nagle sukienka stała się okropnie ciężka, sięgnęła do suwaka, zrzuciła ją z ramion. Materiał upadł na drewnianą podłogę z cichym plaśnięciem, przekroczyła go i podeszła do biurka. Ktoś posprzątał cały pokój, zeszyty i książki były na swoim miejscu, a ubrania znów wisiały na wieszakach w szafie lub poskładane w równą kostkę leżały w komodzie. Zasłoniła granatowe zasłony, zsunęła się po lawendowej ścianie, powoli zdjęła glany i przebrała się w spodenki w czarno-czerwoną kratę i luźną koszulkę na ramiączkach. Starła resztki makijażu, rozczesała rude włosy i znów je związała w luźny warkocz. Opadła na łóżko, pościel była nieprzyjemnie chłodna, nie pachniała już ani jej lawendowym żelem pod prysznic, ani perfumami Logana.
Nie potrafiła pozbierać myśli, nagle cała rozmowa z Krogerem wydała jej się bez sensu, a sąd który ją czekał żałosnym przedstawieniem. Skuliła się na boku, podciągając kolana pod brodę. Żółte cyfry na elektrycznym budziku powoli przeskakiwały do przodu, po dwudziestu czterech minutach, znów usłyszała kroki Logana na korytarzu, drgnęła unosząc głowę kilka centymetrów nad poduszkę. Klamka opadła w dół i w plamie światła z korytarza pojawił się jej chłopak. Usiadła po turecku, obserwując jak dokładnie zamyka za sobą drzwi i zdejmuje z pleców plecak.
- Chyba bardzo poważnie potraktowałeś polecenie pilnowania mnie? - Spytała, siląc się na obojętny ton, jej dzika dusza już zaczynała się irytować.
- Wolę wersję z chronieniem - uśmiechnął się szelmowsko i oparł dłonie po obu stronach jej bioder. Jego twarz znalazła się bardzo blisko, niebezpiecznie blisko.
Prychnęła, cofając się. Jej plecy uderzyły o ścianę, opuścił głowę, a kosmyki złotych włosów opadły mu na czoło. Widział, że jest zła, ale uwielbiał się z nią droczyć. Skrzyżowała dłonie na piersiach i powiedziała chłodno:
- Śpisz na podłodze.
- Bogom dzięki, że wziąłem śpiwór - odpowiedział tym samym tonem, ale zauważyła, że uśmiecha się kątem ust.
Nachylił się do plecaka i wyjął z niego śpiwór, który rozłożył na środku pokoju. Po chwili ściągnął swoją koszulkę, Annabell przyglądała się z lubością jego pięknie wyrzeźbionym mięśnia brzucha, zagłębieniom nad biodrami i samotnemu, niezwykle uroczemu znamieniowi na prawej łopatce. Rzucił jej krótkie spojrzenie, a ona nie wiedząc czemu, zarumieniła się. Zmienił jeansy na dresowe spodnie i położył się na szeleszczącym materiale śpiwora.
- Chciałabym iść do łazienki - powiedziała.
Wzięła kosmetyczki i po chwili znalazła się w "swojej" kabinie. Zdawała sobie sprawę, że on tam jest, oddzielony od niej cienkimi drzwiami. Wzięła szybki prysznic i po raz pierwszy ubrała się w kabinie. Logan siedział na parapecie, bawiąc się zawartością jej kosmetyczki, gdy wyszła podziwiał właśnie zakrzywioną szczoteczkę tuszu do rzęs. Wyciągnęła mu ją z dłoni, zakręciła i wyjęła szczoteczkę i pastę do zębów. Bardzo dokładnie je umyła, a potem przez kilkanaście sekund płukała je wodą. Widziała, że znudzenie Logana rośnie z każdą chwilą, też lubiła się z nim droczyć. Chce mnie pilnować? Niech ma. Myślała, patrząc na jego odbicie w wielkim lustrze.
Dochodziła północ, gdy wrócili do jej sypialni. Położyła się do łóżka, a Logan otulił się śpiworem. Nie odzywali się. Leżała na lewym boku i obserwowała jego profil i unoszącą się pierś. Nie spał, po prostu patrzył się w sufit. Nagle odwrócił się w jej stronę, patrzyli sobie w oczy, a ona przesunęła się pod ścianę, robiąc mu miejsce. Potrzebowała go. Zawsze. Wstał z lekkim ociąganiem i zwalił się na materac koło niej.
Ich twarze były na tym samym poziomie, jego oddech owiewał jej twarz, pogłaskała go po gładkim policzku. Pewnie się ogolił. Wodziła opuszkiem po krzywiźnie jego żuchwy, jakby dotykała ją po raz pierwszy. Obrysowała kształt jego ust i przysunęła się do niego. Ich wargi oddzielały od siebie milimetry powietrza. Logan spojrzał w oczy dziewczyny i delikatnie musnął jej skórę. Wpił się w jej wargi, całując ją tak jak nigdy wcześniej. Nie zdawała sobie sprawy z tego jak on świetnie całuje, przeciągnął językiem po jej zębach, wbiła mu palce w plecy, przyciągając go bliżej i bliżej. Przewrócił ją na plecy, schodząc dłońmi niżej po materiale jej koszulki. Zacisnął palce na jej rogu i podciągnął ją wysoko, oderwała się od jego warg i ściągnęła ją przez głowę. Spojrzał z zachwytem na jej koronkowy stanik.
- Ładny - powiedział, przejeżdżając palcem po jego wykończeniu.
- Och, zamknij się - powiedziała, przyciągając jego głowę do siebie.
Ich oddechy stały się płytsze. Przewróciła go na plecy i usiadła mu na brzuchu, przeciągnęła ustami po jego szyi i pocałowała tam, gdzie krew pulsuje najmocniej. Jęknął głośno, a jego palce wbiły się w jej biodra.
- Annie - jęknął przeciągle, znów przewracając ją na plecy. Poczuła na piersi jego słodki ciężar. - Co my robimy?
- Z tego co widzę, doprowadzamy się do szaleństwa - pocałował ją mocno.
Odsunął się delikatnie od niej i odgarnął jej włosy z twarzy, jej zielone oczy błyszczały w mroku. Pogłaskała go po obojczykach, palce dziewczyny zbiegły się na jego piersi i pomknęły w dół.
- Annabell - szepnął jej do ucha, napierając na nią swoim ciężarem. - Chcesz tego tutaj? Nawet nie mamy jak się zabezpieczyć - roześmiała się. - Co cię tak bawi?
- Jesteś bardziej opanowany niż ja.
- Tak działam na kobiety - klepnęła go delikatnie w policzek.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też Ann.
Oparł głowę o jej pierś. Wsłuchiwał się w szybkie bicie jej serca. Głaskała go po głowie, a ciepło z jej brzucha rozchodziło się po jej ciele, jednocześnie jednak czuła chłód w czubkach palców. Objęła go nogami w pasie. Pocałował ją w pierś, co wywołało u niej trzepot motyli w brzuchu. Położył się obok niej i przygarnął ją ramieniem. Oparła skroń o jego pierś, jej powieki robiły się coraz cięższe, aż w końcu opadły, a ona pogrążyła się w śnie.
- Tak bardzo cię kocham - szepnął, całując ją we włosy. - Tak bardzo...
Kreślił na jej nagim ramieniu skomplikowane wzory, a powieki ciążyły mu coraz bardziej. Gorący oddech Annabell łaskotał jego odsłonięty tors. Przycisnął ją mocniej do siebie i poddał się Morfeuszowi.
Tej nocy sny były inne. Jeszcze bardziej mroczniejsze, jeszcze bardziej przerażające. Pochłaniały ją, nie pozwalając jej uciec. Widziała jego śmierć na tysiące sposobów, setki razy widziała jak blond-włosa piękność jej go odbiera. Serce dziewczyny tej nocy pękało dziesiątki razy, pragnęła się obudzić, ale nie potrafiła. Jej dusza wiła się w agonii, a ona musiała oglądać te sceny jeszcze raz i raz. W jej głowie cichy, dźwięczny głos szeptał: Możesz go mieć, możesz z nim być,może być tylko twój, ale musisz zniszczyć bogów. Za każdym razem starała się uciec, ale szept odnajdywał ją za każdym razem.
Słońce wychyliło się zza gór, a jego promienie zatańczyły w długich soplach zwisających z rynien. Ogromne zaspy śnieżne zdawały się iskrzyć w delikatnym świetle poranka. Jeden z samotnym promieni przedarł się przez szparę w granatowych zasłonach, drobinki kurzu tańczyły w jego blasku. Logan uchylił powieki i spojrzał na twarz Annabell, była taka spokojna. Mlecznobiała skóra była idealnie czysta, a kasztanowe włosy miękkie i błyszczące. Przesunął palcem po jej policzku i żuchwie. Uwielbiał jej delikatną skórę, przypominającą w dotyku jedwab. Przekręciła się z cichym westchnieniem na drugi bok, odwracając się do niego plecami. Uśmiechnął się, kołdrę zsunęła się z jej chudych ramion, odsłaniając czarny koronkowy stanik i mocno zaakcentowaną linię kręgosłupa. Przejechał po nim palcami, zadrżała. Objął ją ramionami w talii, dopasowując ułożenie swojego ciała do jej. Pocałował jej odsłonięty kark, a dziewczyna mruknęła coś nie zrozumiale.
Ich spokój przerwał piskliwy dźwięk budzika, Annabell zerwała się z łóżka, prawie uderzając barkiem w nos blondyna. Rozejrzała się zdezorientowana po pokoju i spojrzała na swojego chłopaka.
- Czemu się śmiejesz? - Ale on tylko parsknął głośnym śmiechem. - No wyłącz to diabelstwo!
Wstał i przeciągając się jak kot, podszedł do komody, na której leżał jego telefon. Wyłączył alarm i obracając w palcach aparat podszedł do niej. Otoczona miękką pościelą zdawała się być delikatna jak wiosenny kwiat.
- Wszystko w porządku? - Spytał dotykając jej policzka.
Pokręciła głową i przycisnęła jego dłoń do swojej skóry, całując nadgarstek chłopaka. Usiadł obok niej i objął ją ramionami, wtuliła się w jego pierś i zaciągnęła się jego zapachem. W jego ramionach odzyskiwała spokój, który został zburzony przez koszmarny sen. Jego delikatne usta musnęły jej skroń, a męskie dłonie ujęły twarz dziewczyny. Spojrzeli sobie głęboko w oczy, tak jak za pierwszym razem. Jego niebieskie przeciw jej zielonym. Jak niebo i ziemia. Alfa i omega. Gaja i Uranos. Byli jednością.
Nie sądziłam, że rozdział powstanie dzisiaj :)
Dziękuję, że mam dla kogo pisać! :*
Co o nim myślicie?
Bardzo fajna i ciekawa notka. Końcówka mi się skojarzyła z moim jednym blogiem: dzień i noc ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na cd ^^
Nie wiem co powiedziec. No masakra. Nie moglam przestac czytac. Twoj blog jest dla mnie jak narkotyk, nie moge bez niego zyc w normalnym swiecie. Nie umiem dokladnie wyrazic co czuje po przeczytaniu, ale co do jednego jestem pewna, ze jak nie napiszesz kolejnej czesci, to osobiscie cie znajde, przywiaze do fotela i karze pisac :D A to rowna sie z tym, ze rozdzial rozbraja
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział !!! Czyta się jednym tchem...Czekam na ciąg dalszy...
OdpowiedzUsuńPs.Zapraszam do siebie na nowy rozdział http://asikeo.blogspot.com/
Ps2: Sorrki za spam ;)
*O*
OdpowiedzUsuńkocham Cie ;*** i chce wiecej!
OdpowiedzUsuńAż brak mi słów! C-U-D-O *0*
OdpowiedzUsuńBardzo fajny (:
OdpowiedzUsuńA tak z okazji świąt, życzę Ci wielu fajnych książek, siły do realizacji marzeń i dużo, dużo weny :*
Jestem=Czytam=Komentuję ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny :*
Po prostu BOSKIE zdarzają się przejezyczenia ale treść wszystko wymazuje.. zazdroszcze pomyslu ;)
OdpowiedzUsuń