piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 18. Spotkania

Annabell siedziała niespokojnie na twardej ławce, jej stopa wystukiwała szybki, nerwowy rytm, co chwilę poprawiała włosy lub odgarniała zbłąkane kosmyki z twarz, na przeciwko niej stał Logan ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, przyglądał jej się badawczo, zmrużonymi oczami. Jamie chodził od ściany do ściany. Towarzyszył im jeszcze Mark, który siedział na kamiennej podłodze z dala od dziewczyny, co jakiś czas łypał na nią brązowymi oczami. Brunet wymienił zaniepokojone spojrzenia z blondynem. Ten tylko wzruszył ramionami.
Dziewczyna oparła łokcie na kolanach i ukryła twarz w dłoniach. Oczy chłopaków na chwilę się w niej utkwiły. Logan spojrzał na przyjaciół, a oni kiwnęli głowami i odeszli w głąb korytarza. Blondyn patrzył, jak znikają za zakrętem. Przeczesał palcami włosy i przykucnął przed nią, wziął jej dłonie w swoje i przycisnął do ust. Podniosła na niego wzrok, w którym czaił się strach. Odgarnął jej z twarzy kosmyk, który uwolnił się z kucyka. Oparła czoło o jego czoło i westchnęła cicho:
- Jak długo to jeszcze będzie trwało?
- Przesłuchają Ian'a i mnie, no i ciebie i wtedy nastąpi koniec.
- Nie mówiłeś, że będą Cię przesłuchiwać - powiedziała z wyrzutem.
Pocałował jej knykcie, wodził kciukiem po jej skórze kreśląc te same wzory, którymi pokrywał szyję Burzy, gdy się denerwowała. Ludzie nie różnią się wiele od koni, więc i na Annabell szybko podziałały. Odetchnęła ciężko i zamknęła oczy, słyszała jego oddech i spokojne uderzenia serca. W porównaniu do niej, Logan zachował stoicki spokój.
- Uznałem, że wystarczy ci stresów - pocałował ją w skroń i pogładził po gładkim policzku.
Drzwi na końcu korytarza zaskrzypiały, zza zakrętu jak duchy wyłonili się Mark i Jamie. Pierwszy z nich zbladł, gdy zobaczył Ian'a, jego brązowe włosy były rozczochrane, a w oczach płonęło szaleństwo. Logan wyprostował się i schował dziewczynę za siebie. Jamie stanął z nim ramię w ramię, wyglądali jak mur, którego nic nie jest w stanie wzruszyć.
- Et tu, Brute, contra me* - powiedział Ian, oblizując sobie wargi.
Mark doskoczył do niego i pchnął go na ścianę, górował nad brunetem i wzrostem, i posturą. Annabell zawsze miała go za jednego z łagodniejszych herosów, ale w tamtej chwili na jego twarzy nie było ani krzty łagodności. Pchnął byłego przyjaciela, a tamten uderzył o ścianę. Nikt nie kwapił się, żeby mu pomóc.
- Ona jest jedną z nas, nie miałeś prawa.
- Jeszcze nie wiecie, że ona nie jest jedną z nas? - Dzikie oczy Ian'a wlepiły się w jej bransoletkę. Srebrny koń błyszczał w silnym świetle. Przekręciła dłoń tak, by go nie widział.
- Nikogo nie obchodzi twoje zdanie Prevett - warknął Jamie, jego ciemne oczy pociemniały, a tęczówka zlała się ze źrenicą. - Jest jedną z nas nie ważne co się stało lub stanie.
Annabell nagle poczuła niezwykłą sympatię do swojego przyjaciela, bronił go, choć musiał zdawać sobie sprawy, że nie wie tak na prawdę kim ona jest. Logan zrobił krok naprzód i złapał Marka z ramię. Chłopak obrzucił go wściekłym spojrzenie, ale widząc jego niebieskie oczy, zmięknął.
- Odpuść stary - mruknął. - Ian, wróć lepiej tam, gdzie powinieneś być - w jego głosie było coś takiego, co nie pozwalało na sprzeciw.
Brunet wyprostował się, ale i tak Logan był wyższy, z nienawiścią i furią wypisaną na twarzy ruszył korytarzem, by zniknąć w jednym z pokoi, o których funkcji Annabell nie wiedziała. Herosi popatrzyli po sobie, dziewczyna ujęła dłoń Logana. Spojrzał na nią i pocałował ją we włosy.
- Logan Nathaniel Bower, proszony na przesłuchanie - mężczyzna w czarno-srebrnym mundurze wyszedł na próg sali sądowej i obrzucił ich zimnym spojrzeniem.
Blondyn posłał jej delikatny uśmiech i pogładził jej knykcie. Zatrzymał się na progu i spojrzał jej w oczy. Uniósł dwa palce do ust i posłał jej pocałunek.
- Nie bój się, przecież nie jesteś winna.
Chciałaby nie być.

- Annabell Blair Perry.
Wstała i obciągnęła długą czarną koszulę, jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć, szła spokojnie z wysoko uniesioną dłonią i dłońmi luźno opuszczonymi wzdłuż ciała, znów była niczym nie wzruszoną księżniczką, zimną i wyniosłą. Sala była wysoka i oświetlona kryształowymi żyrandolami. Na jej środku stało pojedyncze krzesło, a przed nimi trybunał, na którym zasiadało całe grono nauczycielskie na czele z Hansem Krogerem. Rada uczniowska zajmowała pierwszy rząd po ich lewej stronie, oprócz nich nie było żadnej publiczności.
Usiadła na krześle i zagarnęła warkocz na ramię, omiotła wzrokiem nauczycieli, zatrzymując się na Amandzie, jej brązowe oczy były utkwione w niej, wybijała zadbanymi paznokciami, pomalowanymi kawowym lakierem, nerwowy rytm na poręczy swojego krzesła. Pochyliła się lekko do przodu i oparła brodę na zaciśniętej pieści.
- Annabell Blair Perry, urodzona 16 maja 1994 roku w Heathsville w stanie Vigrinia, imię matki Lily Jane Perry, dane ojca nieznane - skrzywiła się delikatnie. - Zgadza się panno Perry? - Zapytała pulchna kobieta w grafitowej garsonce siedząca pomiędzy dyrektorem, a Amandą. Dziewczyna nie spotkała nigdy tej kobiety osobiście, ale od Logana i Jamie'go dowiedziała się, że jest kimś na kształt prawej ręki dyrektora, zajmowała się finansami szkoły i tym podobnymi, a teraz dowiedziała się, że jest sekretarzem szkolnego sądu.
- Tak - głos jej nie zdradził. Był opanowany i zimny jak lód.
Kobieta odchrząknęła i pogrzebała w dokumentach rozłożonych przed sobą, w końcu odnalazła to czego szukała, strzepnęła plik kartek, odkaszlnęła i ponownie przemówiła oficjalnym tonem, który Annie kojarzył się tylko z pseudo-sądami w telewizji.
- Annabell Blair Perry zostałaś oskarżona o przekazywanie tajnych informacji i spiskowanie przeciwko całej społeczności herosów, co według starożytnego prawa jest surowo karane - dziewczyna mogłaby przysiąc, że oskarżycielka chciała powiedzieć "jest karane śmiercią". - Czy przyznajesz się  do przesyłania informacji nacji Amazonek, które zostały wyklęte z naszej społeczności kilkadziesiąt stuleci wcześniej?
Po skromnej publiczności przebiegł szmer, najwyraźniej nikt jeszcze nie słyszał pełnego oskarżenia, a przynajmniej nie młodzi herosi. Poczuła na sobie ciężar ich spojrzeń, odszukała wzrokiem Logana. Siedział kilka metrów od niej, na wyróżniającym się fotelu i skinął do niej głową. Nie była pewna co chce przez to powiedzieć. Kobieta znów chrząknęła.
- Nie do końca.
Obserwatorzy zaczęli gorączkowo szeptać, odszukała wzrokiem Jamie'go, który blady jak ściana wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami, jego usta poruszały się szybko, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Kroger kilkakrotnie uderzył drewnianym młotkiem w blat, by uciszyć wszystkich.
- Panno Perry, proszę sprecyzować pani odpowiedź - nakazał spokojnym głosem.
Opowiedziała dokładnie to samo co w gabinecie dyrektora, że jedyny prawdziwy raport dotyczył ochrony szkoły, a pozostałe nie były prawdziwe, miały zaspokajać ich głód informacji i przekonywać, że są za silni, gdy oni mogli rosnąć w siłę. Mówiła, a w sali panowała idealna cisza. Nie kłamała i nie bała się, nie miała czego. Spojrzała na Logana, widziała w jego oczach, że jest z niej dumny. Kończąc, pozwoliła sobie na delikatny uśmiech.
- I uważasz, że to cię usprawiedliwia? - śmiech kobiety był jak sztylety, wbijające się w ciało dziewczyny.
- Pani Smith, proszę - powiedział Kroger.
Annabell wymieniła spojrzenie z Loganem, uniosła wysoko brwi, jakby pytała czy to naprawdę matka Amandy. Chłopak skinął głową. Dziewczyna przyjrzała się kobietą, nie były do siebie zbyt podobne, z wyjątkiem kształtu oczu i ust, poza tym zupełnie się różniły. Amanda była drobna i szczupła o delikatnej twarzy i z ciągłym uśmiechem na ustach, a jej matka była korpulentna, z grymasem wykrzywiającym jej usta.
- Sadzę, że to wystarczy - powiedziała lekarka, stukając paznokciami w oparcie. - Weźmy pod uwagę, że to nam Annabell okazała lojalność i to my jesteśmy o krok do przodu, wiedząc o ich planach.
- Uważasz, że należy jej się pochwała? - Niski głos pani Smith przypominał warczenie wściekłego psa.
- Nie - odpowiedziała jej twardo córka. Nie patrzyła na matkę, tylko na heroskę siedzącą na środku sali. - Ale nie możemy jej ukarać, ponieważ nie dokonała niczego złego.
Policzki kobiety zaczerwieniły się ze złości. Zacisnęła krótkie palce na długopisie, aż ten złamał się na pół. Dyszała głośno jak spracowana maszyna parowa, każda para oczu obserwowała pojedynek na słowa między tą dwójką. Amanda była spokojna, podniosła wzrok i spojrzała na matkę, która aż kipiała ze wściekłości.
- Jak śmiesz ją bronić? - Zawarczała. - Ona wyjawiła tajemnice tarczy, która jest najpilniej strzeżoną tajemnicą...
- Och, matko! Była! Była strzeżona, ale teraz każdy o niej wie. To nie ma znaczenia i tak nikt nie wejdzie na teren szkoły bez zgody jednego z nauczycieli lub członków rady!
- A czy panna Perry nie została przyjęta na wniosek pana Miltona, czyż nie?
Teraz wszyscy spojrzeli na siedzącego w drugim rzędzie trenera, ten spuścił wzrok na swoje kolana i nic nie powiedział. Na szerokiej twarzy Smith, pojawił się triumfujący uśmiech.
- Ale już wtedy wiedzieliśmy o Amazonkach - powiedział Logan, ucinając szepty. - Daje swoje słowo, że Annabell nie przekazała żadnych informacji.
- O panu, panie Bower porozmawiamy później - wskazała go krótkim palcem - o tym co pan wiedział, a czego pan nie powiedział.
Zapadła cisza, pomiędzy przewodniczącą trybunału, a przewodniczącym rady zawiązała się niema wojna na spojrzenia. Żadne z nich nie chciało przegrać, gdyby spojrzenia mogły zabijać, na sali byłby już dwa trupy. Annabell przełknęła z trudem ślinę, w gardle pojawiła się jej wielka gula, która utrudniała jej oddychanie. Dyrektor wstał i uderzył młoteczkiem. Logan i pani Smith przerwali swoją bitwę i spojrzeli na niego.
- W związku z tym, że nie ma wystarczających dowodów na to, że Annabell dopuściła się zdrady... Zostaje oczyszczona ze wszystkich zarzutów.
Annabell odetchnęła z ulgą, Logan posłał jej ciepły uśmiech, a Jamie spuścił głowę, Mark nachylił się ku niemu i coś mu powiedział, brunet spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko. Ich spojrzenia się spotkały, Jamie pokręcił głową. Znowu nawaliła. Znowu Jamie dowiedział się ostantni, a przecież był jej przyjacielem. Nie pomyślała, żeby mu powiedzieć o Amazonkach, a może pomyślała, ale nie chciała tego robić? Czy w związku z tym, że wie już tyle, nie powinna mu powiedzieć o swoim ojcu? Pokręciła głową. Sama nie wiedziała co robić.
- Co w takim razie z Bowerem? - Zapytała szorstko Smith.
- Tak jak już powiedziałaś Ellen - zaczął Kroger. - Porozmawiamy o tym innym razem i bez potrzeby zwoływania sądu. To sprawa między mną, a Loganem.
Wstał i jako pierwszy opuścił salę, za nim wyszła Amanda, nie zaszczycając matki nawet spojrzeniem. Ellen spojrzała na córkę, a potem na Annabell, uśmiechnęła się złośliwie, a dziewczyna była pewna, że życzy jej powolnej i bolesnej śmierci. Zebrała dokumenty, wepchnęła je do szarej teczki i podała jej szczupłemu chłopaczkowi w ogromnych okularach. Wstała i podreptała na swoich krótkich nóżkach do wyjścia.
Wkrótce zostali sami. Logan przeskoczył przez barierkę i cicho wylądował na kamiennej podłodze. Annabell zerwała się z krzesła i skoczyła mu w ramiona. Z łatwością uniósł ją i mocno przytulił, westchnął głośno. Postawił ją na ziemi i uniósł jej podbródek, uśmiechała się lekko. Musnął jej wargi, a ona wsunęła palce w jego jedwabiste włosy i odgarnęła mu je z czoła. Potarł nosem o jej nos. Zachichotała jak mała dziewczyna. Długie rzęsy chłopaka rzuciły cień na jego policzki. Przesunęła opuszkami po jego żuchwie, dotykając dolnej wargi Logana.
- Gdzie jest Jamie?
- Coś mruczał, że korzysta z przepustki i jedzie do Silverriver, by spotkać się z Kate. Mark pojechał z nim. Pewnie się nawalą w jakimś barze i wrócą dzisiaj w nocy. Dojdzie do siebie, już Kate o to zadba - zaśmiał się gardłowo i złożył na jej wargach czuły pocałunek.
- Myślisz, że jest bardzo zły? - Mruknęła, odsuwając się od niego lekko.
- Przejdzie my, uwierz - objął ją ramieniem i wyprowadził z sali.
Wychodząc, miała nadzieje, że już nigdy nie będzie siedzieć w tej sali.

***

Miasteczko Silverriver mieściło się dwadzieścia kilometrów na wschód od Szkoły Wojskowej Krogera, było to zwykłe miasto, zamieszkałe przez zwykłych ludzi, rzadko odwiedzane przez turystów. Mieściła się tam tylko jedna restauracja, kino, bar, kilka niezbyt ekstrawaganckich butików i księgarnia. Kwadratowy rynek, przy którym mieścił się ratusz i stare kamienice był centrum tego pięcio-tysięcznego miasta.
Pub "Rita" mieścił się właśnie na rogu rynku, wieczorami stawał się centrum towarzyskim, mężczyźni spotykali się nad kuflem piwa, a młodzi herosi urządzali sobie schadzki w boksach. Jamie siedział w ostatnim boksie na skórzanej kanapie, a przed nimi stał opróżniony do połowy kufel piwa. Mark obserwował ludzi, którzy tłoczyli się przy wejściu. Był wtorek, co zwykle oznaczało, że gości będzie mniej, jednak tego dnia było inaczej.
- Pewnie jest jakiś mecz i dlatego taki tłok - powiedział, nachylając się ku przyjacielowi.
- Pewnie masz rację - odpowiedział sucho brunet.
Przeczesał krótkie włosy palcami i dopił trunek. Gestem przywołał kelnerkę, która dolała mu piwa, była ładną długo-nogą blondyną, o włosach związanych w kitkę. Miała owalną twarz, lekko opaloną i uwodzicielskie spojrzenie niebieskich oczu. Puściła mu oczko zza baru, gdy nalewała whisky do szklanek dla trzech czterdziestolatków. Czerwona koszulka opinała jej piersi, a ramiączko czarnego stanika kokieteryjnie zsunęło się jej z ramienia.
- Jamie - upomniał chłopaka Mark. - Kate.
Dziewczyna właśnie weszła do pubu i odwiesiła beżowy płaszcz na hak. Obciągnęła krótką złotą sukienkę, która kontrastowała z jej ciemną karnacją. Zauważyła ich i pomachała im lekko dłonią. Pewnie przeszła przez bar na wysokich obcasach, a spojrzenie każdego mężczyzny zatrzymywało się na niej, stanęła przy kontuarze i powiedziała coś do drugiej barmanki, ta skinęła głową i odpowiedziała szybko. Kate wsunęła się zgrabnie na kanapę obok Jamie'go i założyła nogę na nogę. Chłopak nachylił się ku niej i musnął wargami jej usta.
- Dobrze was widzieć - powiedziała, po chwili do baru podeszła kelnerka i postawiła przed nią kieliszek z martini.
- Ciebie również - odpowiedział Mark. - Gdzie Mary?
- Parkuje. Po co chcieliście się dzisiaj spotkać? - Oparła łokcie o blat i obracała w palcach nóżkę kieliszka.
- Poczekamy na Mary - powiedział twardo Jamie.
- Wszystko w porządku?
- Pójdę po nią - mruknął Mark i po chwili już go nie było.
Jamie odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy. Kate położyła mu dłoń na kolanie i odwróciła się w jego stronę. Pogłaskał ją po ciemnych włosach, ale nic nie mówił. Ujęła jego twarz w dłonie i delikatnie pocałowała. Wargi chłopaka rozchyliły się lekko, otulając ją gorącym oddechem bruneta. Przerwało im ciche chrząknięcie. Mark obejmował w talii wysoką blondynkę, której prawie białe włosy były związane w warkocz. Miała na sobie jeansowe rurki i kaszmirowy sweter. Usiedli na przeciwko nim, podeszła do nich długonoga kelnerka i Mary zamówiła sok z czarnej porzeczki.
- Nie pijesz?
- Prowadzę - powiedziała, obserwując ludzi w barze. Jako potomkini Ateny była bardzo podejrzliwa.
- Skoro już jesteśmy razem to przejdźmy do powodu naszego spotkania - Kate odsunęła się nieznacznie od swojego chłopaka i splotła palce na stole.
- Miałyście racje. Annabell nie przyszła do szkoły jako zwykły heros - dziewczyny syknęły. - Miała być szpiegiem. Rzekomo nic nie zrobiła, a nawet dała nam dwa miesiące na przygotowania, ale coś mi tu nie gra.
Mary obróciła w palcach złote serduszko, które nosiła na długim łańcuszku, jej topazowe oczy zmniejszyły się do niewielkich szparek. Barem wstrząsnął ryk publiki, gdy drużyna zdobyła pierwszego gola. Kate prychnęła zniesmaczona i gestem poprosiła o dolewkę martini. Jamie obserwował jak kelnerka pokonuje odległość od kontuaru i jak nachyla się nad blatem, może zbyt mocno. Poczuł, że ktoś go kopie w kostkę, przeniósł spojrzenie z dekoltu blondynki na Marka, którego mina mówiła, że ma się opanować.
- No dobrze, ale kogo miała być szpiegiem? - Mary była zniecierpliwiona, wyciągnęła z torebki papierosa i odpaliła go od złotej zapalniczki zippo.
- Amazonek.
Przy stoliku zapadła cisza. Dziewczyny wymieniły znaczące spojrzenia. Blondynka wypuściła ze świstem siwy dym. Słyszały historię tego plemienia, nauczycielka historii nazywała je pierwszymi feministkami, ale one nie były pewne co o nich myśleć.
- Na prawdę sądzicie, że są w stanie wam zagrozić, ile ich może być pięćdziesiąt, sto? Przecież, gdy podniesiecie alarm pojawią się wszyscy herosi, którzy nie ukończyli czterdziestego roku życia - powiedziała spokojnie Kate. - Prawo spartańskie nie jest takie złe - Mary zgodziła się z nią kiwnięciem głowy. Znów zaciągnęła się papierosem - Do tego jesteśmy jeszcze my.
- Kate - Mark nachylił się nad blatem i spojrzał na brunetkę. - Doceniamy wasze chęci, ale co byście zrobiły? Zatańczyły? Bądźmy poważni.
- Na prawdę sądzisz, że nie mamy żadnych innych zajęć niż balet - syknęła Kate.
- Nie tylko wy macie szermierkę - dodała blondynka, wypuściła z ust dym. - Ale to chyba nie tylko dlatego chcieliście tak pilnie rozmawiać?
Chłopacy skinęli głowami.
Mężczyźni w barze zawyli żałośnie, gdy ich drużyna straciła szansę na kolejnego gola. Kelnerki uwijały się za barem, ale Jamie czuł na sobie gorące spojrzenie pięknej dziewczyny. Przełknął z trudem ślinę i napił się piwa.
- Czy to nie na waszych barkach spoczywa opieka nad tym, żeby bogowie się nie wtrącali?
- Wywiązujemy się z obowiązków kapłanek.
- Taak? To dlaczego Nemezis hula po świecie, a Apollo ma córkę?
Usta dziewczyn rozchyliły się i wydobyło się z nich ciche 'ooo'. Nachyliły się ku sobie i wykorzystując zamęt, wywołany kolejną bramką wymieniły kilka szybkich zdań. Szeptały tak szybko i tak cicho, że graniczyło z cudem wychwycenie choćby pojedynczego słowa.
- To nie możliwe, wywiązujemy się z umowy - powiedziała spokojnie Mary, zgasiła resztkę papierosa o dno szklanej popielniczki stojącej koło soli i pieprzu. - Składamy ofiary, odprawiamy modły, dbamy, by w każdym domu był ogień Hestii i choćby mały ołtarzyk dla Olimpu.
- Ale oni najwyraźniej nie wypełniają swoich warunków - powiedział spokojnie Jamie. - Czyli czegoś im brakuje...
Kate rzuciła mu zlęknione spojrzenie i złapała go za rękę. Ścisnęła jego palce, nie chciała, żeby to ich poróżniło.
- Kto jest dzieckiem Apolla? - spytała szeptem.
- Zgaduj - uparcie milczała, wpatrując się w kieliszek - Annabell. Miałaś rację. Obie miałyście racje.
Dziewczyny zdusiły w sobie okrzyk. Na twarzy Mary malowało się przerażenie, ukryła twarz w dłoniach, Mark objął ją i pocałował w skroń. Kate puściła Jamie'go i dopiła kieliszek martini. Przez chwilę jeszcze przyglądała się kryształowi, ale odstawiła go na stół. Z czarnej torebki wyjęła banknot i położyła go na blacie. Skinęła na koleżankę, która nie chętnie rozstała się ze swoim chłopakiem.
- Zapytamy ją co o tym sądzi. Kroger wie? - Jamie skinął głową. - Madame Fritton dowie się za pół godziny - nachyliła się nad chłopakiem i musnęła jego policzek ustami. - Zadzwoń, proszę.
Wzięła Mary pod ramię i pod drodze ubrała płaszcz. Rzuciła w jego stronę spojrzenie przez ramię, ale on nie patrzył na nią, przyglądał się długonogiej dziewczynie, ktora polerowała kufel zza barem. Wstał i nie zważając na protesty przyjaciela podszedł do niej.
- Jestem Jamie Kerr - ujął jej dłoń i pocałował.
- Nicole Blackberry, miło mi.
- Spotkamy się?
- Oczywiście - przekręciła jego dłoń i zielonym tuszem zapisała na niej swój numer.
Uśmiechnął się do niej, uregulował rachunek, zostawiając spory napiwek. Skinął na Marka, który z rozczarowaniem wymalowanym na twarzy ruszł za nim, ku wyjściu. Puścił jej oczko, gdy przekraczał próg. Zimny wiatr targał ich włosami, gdy ruszyli w kierunku parkingu, gdzie czekał na nich pożyczony przez szkołę cadillac.

*) "I ty Brutusie przeciw mnie" słowa Juliusza Cezara, gdy zobaczył, że jego przybrany syn bierze udział w zamachu na jego życie.

TADAM!
Oto jest i on.
Tak wiem, wiem -,- krótki i dosyć nudny, ale uwaga zbliżamy się do Sylwestra (i tu, i u nas), więc następne rozdziały będą coraz ciekawsze (mam nadzieję).
Dziękuje za wspaniałe życzenia! xoxo

4 komentarze:

  1. Dobrze :) Kilka usterek, ale co tam. Rozdział całkiem, całkiem. Teraz oczekujmy nowego, niezwykłego roku, no i rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nudny? Nie wiem jak inni, ale mi się spodobał :D
    Tu chyba była pierwsza scena, w której nie występuje ani Annabell, ani Logan i mi się chyba tutaj najbardziej spodobała. Dziwi mnie zachownie Jamiego. Kojarzył mi się jako grzeczny chłopczyk, a nie ktoś kto zdradza swoją dziewczynę za jej plecami. Oczywiście scena w sądzie także byla ciekawa, ale były lepsze.
    Czekam na sylwestrowy odcinek ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział nie wiem dlaczego sądzisz,że jest nudny.Mi bardzo się spodobał.Jestem ciekawa co będzie dalej.życzę dużo weny i zapraszam do siebie http://asikeo.blogspot.com/ :D

    PS.Przepraszam za spam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham :D Bardzo fajny rozdzial. Juz nie moge sie doczekac bitwy pomiedzy herosami i Amazonkami

    OdpowiedzUsuń