piątek, 20 września 2013

Rozdział 7. Las

Dla mojej najlepszej przyjaciółki Zuzy <3 KC

Głośne walenie do drzwi wydarło mnie ze snu, rozchyliłem powieki i spojrzałem na budzik. 6:45. Zakląłem głośno i szybko wstałem. Przetarłem oczy i podszedłem do drzwi mrucząc przekleństwa pod nosem.
Przekręciłem klucz w zamku i wpuściłem do środka Jamiego. Zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu i założył dłonie na piersi.
- Bower, co ty znowu robiłeś? - zapytał, wywracając teatralnie oczami.
Zauważyłem, że był w pełni ubrany, pancerz dokładnie przylegał do jego ciała, a na plecach wisiały jego dwa miecze. Był uczesany i na kilometr cuchnął swoją wodą kolońską. Odsunąłem się od niego i powiedziałem:
- Facet, czymś ty się spryskał?
- Masz coś do mojej wody po goleniu? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- No! Tak jakby! - odwróciłem się i szybko ogarnąłem łóżko. Gdy skończyłem usiadłem na nim i potarłem twarz, by pobudzić naczynia do życia, żeby szybciej tłoczyły krew do mózgu. - Mógłbyś mi powiedzieć dlaczego budzisz mnie o tak pogańskiej godzinie? Jest sobota! - jęknąłem i opadłem na świeżo ułożoną poduszkę.
- Stary, dzisiaj jest poszukiwanie skarbów!
To mnie obudziło. Usiadłem i jeszcze raz przeanalizowałem wszystko w myślach. Po pięciu godzinach snu mój mózg potrzebował paru minut, by się obudzić. Mieliśmy iść dzisiaj w parach do lasu, by odnaleźć jakiś drobiazg. Oczywiście po drodze mieliśmy spotkać różne pułapki i potwory.
- Daj mi piętnaście minut - rzuciłem i wybiegłem z pokoju.
W lustrze nad umywalkami zobaczyłem swoje odbicie. Jasne włosy odstawały mi pod różnymi kątami, a pod niebieskimi oczami malowały się sine cienie. Westchnąłem ciężko i wszedłem pod prysznic. Umyłem szybko zęby i przeczesałem włosy. Ubrałem czarne jeansy, szarą koszulkę na długi rękaw, która idealnie trzymała ciepło. Szybko uporałem się z rzemieniami przy pancerzu. Na plecy zarzuciłem niewielki plecak. Do pasa przypiąłem miecz i zbiegłem na dół.
Na dziedzińcu głównym uczniowie zbili się w małe grupki starając się osłonić przed silnym wiatrem, który zrywał z drzew ostatnie liście. Kilka z nich zawirowało przede mną jakby tańczyły balet. Rozejrzałem się w poszukiwaniu rudych włosów Annabell, a jeszcze nie zeszła na dół. Jamie rozmawiał z Markiem i Ianem, żywo gestykulując, jego towarzysze stali z złożonymi rękami na piersiach i zmarszczonymi brwiami.
Kroger zmaterializował się przy moim boku. Nie widziałem, ani też nie słyszałem jak nadchodził. Jego siwe włosy były zaczesane do tyłu, a on sam był ubrany w pancerz. Uniosłem brwi i zapytałem:
- Wybiera się pan z nami?
Roześmiał się, jego śmiech bardziej przypominał szczekanie psa, niż chciot człowieka.
- Och nie. Mam zamiar skorzystać z areny do ćwiczeń, by zachować formę, rozumiesz?
Skinąłem głową i oparłem dłoń na rękojeści miecza.
- Loganie? - spojrzałem na niego kątem oka. - Uważnie dobieraj sobie przyjaciół - powiedział, nie czekał na moją reakcje. Zszedł po schodach i zniknął zza zakrętem.
Usiadłem na jednej z ławek, zimny wiatr targał moimi włosami. Na szczęście koszulka i spodnie dobrze chroniły mnie przed zimnem i możliwym deszczem. Ołowiane chmury powoli nadchodziły nad budynek szkoły.
Annabell zmaterializowała się przede mną pare minut później. Miała na sobie czarny kombinezon z matowego materiału, który podkreślał jej smukła sylwetkę. Przez ramię miała przewieszony łuk, sztylet zachaczyła o holewkę wysokiego buta. Na prawej ręcę miała osłonę sięgającą aż do łokcia. Uśmiechnęła się do mnie i usiadła obok.
- Hej - rude włosy spotła w ciasny warkocz, który zarzuciła na ramię. Zacisnąłem palce na jej drobnej dłoni.
- Dobry - liczyłem na to, że mnie pocałuje, ale ona tylko uścisnęła moją rękę.
Nieznacznie pokręciła przecząco głową.
- Wszystko w porządku? - zapytałem.
Uśmiechnęła. Wyprostowała się i uniosła głowę. Bardzo przypominała swoją matkę.
- Chyba już czas - wskazała głową na ustawionych w dwurząd herosów.

W autobusie usiadłem razem z Markiem w rzędzie obok Jamiego i Annabell. Całą drogę śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Za każdym razem, gdy dziewczyna wybuchała śmiechem odrzucała głowę do tyłu. Słońce powoli wznosiło się nad czubki drzew i szczyty gór. Przyglądałem się mojemu przyjacielowi, temu jak patrzy na Annie, jak z nią rozmawia, jak pokazuję jej sztuczkę z kawałkiem sznurka i robi to jeszcze raz, by mogła rozwikłać tą zagadkę. Wtedy uświadomiłem sobie, że mu się podoba.
Oparłem głowę o zagłówek i spojrzałem w okno. Zieleń mieszała się ze złotem i czerwienią. Zieleniły się mchy, paprocie i wysokie świerki i sekwoje, miedziane liście zalegały na leśnej ściółce okrywając ją jak wielobarwny koc.

Autobus wspinał się coraz wolniej w górę, ledwo mieszcząc się na wąskich zakrętach. Drzewa liściaste zostały całkowicie zdominowane przez iglaski, słońce przebijało się przez splecione gałęzie. Spojrzałem na Annabell, uśmiechnęła się lekko i podciągnęła kolano pod brodę. Słuchała z uwagą Jamiego, który opowiadał jej swoją popisową historię o tym jak pokonał drakona. Większość dziewczyn słuchała tego z zapartym tchem i piszczała w odpowiednich momentach, a Annie spokojnie słuchała, by na końcu skiwtować:
- Ja swojego przeszyłam strzałą.
Mina mojego przyjaciela była bezcenna. Wybałuszył oczy i otworzył szeroko usta. Probował wydukać jakąś sensowną opowieść, ale kompletnie go zatkało. Roześmiałem się i klepnąłem go w ramię.
Autobus skręcił w leśną drogę, choć droga w tym przypadku to zbyt mocne słowo. Gałęzie wisiały nisko nad ziemią i uderzały w pojazd. Koła podskakiwały na wybojach, z półek nad naszymi głowami posypały się plecaki i różnego rozdzaju broń. Gdy się w końcu zatrzymał podniosłem z ziemi swój miecz i wyskoczyłem z autobusu. Annabell wyszła zaraz za mną z łukiem na plecach. Stanęła blisko mnie ocierając się dłonią o moją rękę. Spletliśmy razem palce i lustrowaliśmy nieruchomą ścianę lasu.
- Hej! - krzyknął Jamie przeciągając e w nieskończoność. Wymachiwał mieczem na lewo i prawo.
Puściłem dłoń dziewczyny i odsunąłem się nieznacznie. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, ale ja tylko pokręciłem nieznacznie głową.
Stanął pomiędzy nami i objął nas ramionami.
- Jak myślicie czy w tym roku zrobią potańcówkę z dziewczynami od Wyzwolonej?
Annabell wybuchła śmiechem.
- Wyzwolonej? Co to? Sekta?
- Nie - powiedziałem. - Prywatna szkoła dla dziewcząt madame Fritton czyli Akademia Sztuk Wyzwolonych, cokolwiek to oznacza - uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Wiekszość naszych matek ukończyła tą szkołę. No wiesz.. - dodał Jamie zakłopotany, bo uświadomił sobie, że to tam powinna chodzić Annabell. - To szkoła dla herosek - mruknął, kopnął czubkiem buta grudkę ziemi.
Annie spuściła wzrok i delikatnie wyplątała się z jego uścisku. Przysiadła na kłodzie zwalonego drzewa i zaczęła gawędzić z panną Smith. Jej rude włosny mieniły się różnymi odcieniami złota i miedzi. Kącik jest ust unosił się lekko, gdy słuchała swojej rozmówczyni, jej zielone oczy lśniły. Była taka piękna.
- Myślisz, że mam u niej jakieś szanse? - zapytał cicho Jamie.
Nerwowo gładził klingę miecza dłonią w skórzanej rękawiczce. Spojrzałem na niego z ukosa i poklepałem go po ramieniu.
- Żaden z nas nie dorasta jej do pięt - powiedziałem szczerze.
Wsunął miecz do pochwy i przeczesał palcami czarne włosy. Herosi zaczeli się zbierać wokół instruktora survivalu, który objaśniał zasady polowania.
- Każdy z was dostaje rysopis tego co ma znaleść i możliwe położenie. To jak tam dojdziecie i w jaki sposób to zdobędziecie to wasza sprawa. Mnie interesuje tylko to, żeby wszyscy wrócili tu do zmroku. W razie potrzeby wezwiemy wilki i one was znajdą. Chyba nie chcesz powtórki prawda Staff? - powiedział do chudego chłopaka z rozczochraną kasztanową czupryną.
- Oczywiście, że nie sir.
- Doskonale czytam pary. Każda para idzie do panny Smith, bierze od niej istrukcje i idzie na polowania - zaczął wyczytywać nazwiska i grupy powoli znikały w lesie. Obserwowałem jak niektórzy pierwszoroczniacy truchtają za swoimi starszymi towarzyszami, opiekunami. Przypomniałem sobie jaka była moja pierwsza wyprawa. - Bower i Perry.
Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Annabell zerknęła na mnie spod rzęs i uśmiechnęła się deliktanie. Był to najpiękniejszy uśmiech na świecie. Dogoniłem ją szybko i podeszliśmy do Amandy. Zauważyłem, że kobieta próbuje ukryć uśmiech. Zupełnie jakby wszystko wiedziała. Wręczyła nam istrukcję i niewielki czerwony sześcian.
- Jeśli będzie wam groziło niebezpieczeństwo, z którym nie będziecie sobie w stanie poradzić, albo stanie się wam coś poważnego - podkreśliła ostatnie słowo. - Nie żadne zadrapaniem, ale chyba nie muszę wam tego tłumaczyć. Wtedy jedno z was rozbija to o ziemię i łapie drugie za rękę. W ciągu 10 sekund powinniście tu wrócić.
- Powinniśmy? - zapytałem.
- Bower, chyba nie jesteś tchórzem - rzuciła i zajęła się kolejną parą.
Spojrzałem Annabell przez ramię, przypadkowo dotykając jej talii. Większą część kartki pokrywał rysunek sztyletu z wysadzaną szlachetnymi kamieniami rękojeścią i ze złotą klingą. Pod nim było tylko dwa słowa.
- Jaskinia? Wschód? - zapytała szeptem dziewczyna, składając papier na cztery i wsunęła go do kieszeni.
- Chyba wiem, gdzie to jest - powiedziałem i mimowolnie się uśmiechnąłem.
Skręciliśmy na wschód i zaczęliśmy się przedzierać przez krzaki. Ostre igły kaleczyły moje przedramiona, gdy odsuwałem gałęzie, żebyśmy mogli przejść. Im wchodziliśmy dalej w las, tym było coraz ciszej. Aż w końcu nastała całkowita cisza. Annabell kroczyła za mną prawie bezszeletnie, słyszałem tylko jej spokojny oddech. Spojrzałem na zegarek, dochodziła 10, czyli maszerowaliśmy już przeszło godzinę. Usiadłem na dużym kamieniu i zsunąłem plecak z ramion. Wyjąłem z niego butelkę wody i podałem ją dziewczynie. Wzięła ją i wypiła kilka dużych łyków. Oddała mi ją i usiadła na miękkiej ściółce. Zdjęłą kołczan oraz łuk i położyła je obok siebie.
- Annabell, musimy porozmawiać... - powiedziałem nie za bardzo pewny tego, co chcę jej powiedzieć.
- O czym? - podparła się z tyłu rękami i odchyliła głowę do tyłu, delikatne promienie słońca padały na jej twarz i włosy.
- O Jamie'm.
Westchnęła i spojrzała na mnie.
- O co chodzi? - spytała.
- On się w tobie zadużył.
- Wiem - spojrzałem na nią ze zdziwieniem. -  Ale dla mnie jest tylko przyjacielem.
- Dla mnie też i tu pojawia się problem.
Westchnęła i mruknęła coś pod nosem, co zrozumiałem jak "męska lojalność".
- Więc co z nami? - zapytała po chwili ciszy. - Chcesz się ukrywać?
Usiadłem obok niej i pogłaskałem ją po policzku. W jej oczach czaił się ból. Złapała mnie za nadgarstek i pocałowała w niewielką bliznę. Przyciągnąłem ją do siebie i mocno pocałowałem.
- Nie chce, ale chyba powinniśmy go na to przygotować.
Musnąłem wargami jej włosy i oparłem na nich brodę. Usiadła między moimi nogami i oplotła mnie ramionami w pasie. Zaciągnąłem się zapachem jej włosów. NIe pachniały już lawendą, zamiast niej pojawiła się bergamotka. Stłumiłem w sobie śmiech, aż zatrzęsła mi się klatka piersiowa.
- Co cię tak śmieszy? - zapytała, zadzierając mocno głowę, by spojrzeć mi w oczy.
- Pachniesz jak Earl Grey* - roześmiałem się. Pacnęła mnie otwartą dłonią w pierś. - To przez bergamotkę.
- Nie sądziłam, że wiesz co to bergamotka.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
Nachyliłem się i musnąłem jej wargi ustami. Rozchyliła je lekko i jej oddech owionął moją twarz. Przycisnąłem ją do siebie, całowaliśmy się coraz bardziej namiętnie i łapczywie. Nasze języki połączyły się w dzikim tańcu. Nawet nie zauważyłem, kiedy zaczęła mnie przygniatać do ziemi. Obróciłem ją na plecy, jej dłoń przesuwała się wzdłuż mojego kręgosłupa.
Przejechałęm palcami po jej żebrach, na co ona gwałtownie oderwała swoje usta od moich i zachichotała.
- Masz łaskotki? - zapytałem, łaskocząc ją.
- Tak - powiedziała z trudem, wyrywając mi się. - Przestań!
Puściłem ją, a ona wymierzyła mi deliktany cios w ramię. Wydąłem usta w podkówkę i spuściłem głowę. Kątem oka zobaczyłem jak wstaje z ziemi i nachyla się nade mną. Uniosła moją twarzy i pocałowała mnie w czoło. Objąłem ją i przycisnąłe policzek do jej brzucha. Przeczesała moje włosy palcami.
- Musimy iść dalej blondi - rzuciła żartobliwie.
Zdjęła moje ręce ze swoich bioder i schyliła się po kołczan. Powiesiła go sobie na plecach i przewiesiła łuk przez ramię.
- Blondi, mała? - odpowiedziałem buntowniczo.
Sciągnęła brwi i przyjęła groźny wyraz twarzy.
- Nie ja mam 160 cm wzrostu - uniosłem ręce w obronnym geście.
- 166! - krzyknęła.
Zarzuciła warkoczem i zaczęła iść. Stłumiłem śmiech i zarzuciłem plecak na plecy. Annabell już znikała między drzewami, kiedy zawołałem:
- Wschód jest w drugą stronę maleńka.
Prychnęła i odwróciła się tak gwałtownie, że warkocz z świstem przeciął powietrze. Złapałem ją za rękę i przytuliłem do siebie. Zmarszczyła groźnie brwi, ale po chwili uśmiechnęła się. Odgarnąłem jej grzywkę z twarzy i pocałowałem w czubek nosa.
- Tak ładniej, lubię widzieć twoją twarz.
Stanęła na palcach, ale wciąż nie dosięgała moich ust. Zaśmiałem się i nachyliłem się, by ją pocałować. Przywarliśmy do siebie wargami w długim i namiętnym, acz delikatnym pocałunku.
Spletliśmy razem palce i zaczęliśmy się przedzierać przez ostre gałęzie.

***
Słońce wspinało się po nieboskłonie, a my ciągle parliśmy na wchód. Wspinaliśmy się na skały i przechodziliśmy między korzeniami. Pojedyncze promienie ogrzewały naszą skórę. Martwiło mnie to, że nie słyszę ptaków. To nigdy nie oznaczało nic dobrego.
Annabell opadła zmęczona na kamień. Z niewielkiej torby doczepionej do kołczanu wyjęła dwa zielone jabłka. Rzuciła mi jedno, a sama wgryzła się w drugie. Usiadłem obok niej i zagłębiłem zęby w owocu, brak śniadania wykręcał mój żołądek we wszystkie strony. Po chwili z śniadania/lunchu nie zostało nic oprócz ogonka.  Wyciągnąłem z plecaka butelkę wody i przełamałem na pół zbożowe ciastko, podałem połowę dziewczynie.
- Nie weź je. Mi to starczy - powiedziała i odkręciła butelkę.
Wzruszyłem ramionami i pochłonąłem ciastko, zostawiając Annabell niewielki kawałek. Spojrzała na mnie spod rzęs, ale nie kłóciła się. Podała mi butelkę. Gdy woda dotknęła moich ust poczułem jaki byłem spragniony. Musiałem się bardzo pilnować, by nie opróżnić całej objętości.
- Jak myślisz daleko jeszcze? - spytała.
Wyciągnąłem kompas i przyjrzałem się jego wskazówce. Wskazywała, że idziemy dobrą drogą. Powiedziałem Annabell, że zaraz wrócę i zagłębiłem się w las. Wkrótce do moich uszu doszedł szum wody. Skierowałem się do źródła dźwięku. Po chwili drzewa się przerzedziły, a ja stanąłem nad brzegiem strumyka.
Krystalicznie czysta woda obmywała kamienie, z głośnym hukiem spadała z wysokiego na 10 metrów wodospadu. Wokół niego unosiła się lodowata mgiełka, która rozszczepiła światło na kolorową tęczę.
Wydawało mi się, że jestem tu sam, ale myliłem się.
Siedziała na kamieniu mocząc stopy w wodzie. Jej złociste włosy lśniły i spływały jedwabistą kaskadą na plecy. Miała wąską talię, duże piersi i ładnie zaokrąglone uda co podkreślała obcisła sukienka w kolorze czerwonego wina. Siedziała do mnie bokiem więc mogłem podziwiać jej profil, lekko zadarty nos, duże oczy otoczone wachlarzem kruczo czarnych rzęs. Nadepnąłem na gałązkę, rozległ się głośny trzask i piękna kobieta odwróciła się w moją stronę.
Miała nie więcej niż dwadzieścia lat. Srebrne oczy wpatrywały się we mnie. Wygięła pomalowane bordową szminką usta w piękny uśmiech. Zaczęła iść w moim kierunku. Zdawała się płynąć nad ziemią. Zauważyłem, że na nadgarstkach ma złote bransoletki, które cicho pobrzękiwały, gdy szła.
Wyciągnęła ku mnie dłoń, którą nie wiedząc czemu ująłem. Objęła mnie za szyję. Poczułem dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Cały świat jakby się rozpłyną, nie widziałem nic poza nią. Nie słyszałem nic poza szumem krwi w uszach. Patrzyłem jak powoli rozchyla usta. Jej ostre, białe kły błysnęły w słońcu.

____
*) Angielska herbata.

Niespodzianka <3 miła? :3

8 komentarzy:

  1. Z pewnością bardzo fajna niespodzianka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze zapraszam do mnie: http://heroes-new-adventure.blogspot.com/

      Usuń
  2. Mam nadzieję że w następnym roździale też będą takie momenty kiedy są sami śmieją się itd. oraz jestem ciekawa jak Jimmy na nich zareaguję mam nadziję że nie będzie jakoś specjalnie zły tylko się z tym pogodzi i znajdzie sobie kogoś innego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ! Podejrzewam że ta piękna kobieta na końcu to amazonka która chce go zabić ;D Pozdrawiam. Annabeth ze stronki ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ejjj... jak tak można kończyc rozdział :< Jesteś wredna, ale piszesz świetnie ;)

    OdpowiedzUsuń