czwartek, 17 października 2013

Rozdział 11. Pytania

- Josh! - krzyknął Logan do niewysokiego bruneta.
Chłopiec był zbyt zaskoczony, by cokolwiek powiedzieć. Rozłożył szeroko dłonie i herosi powoli upadali na ziemię jak zapałki. Ksantos zachwiał się na nogach i zwalił się na ziemię z głuchym łoskotem. O piasek uderzyły miecze. Jamie przeskoczył przez pęknięcie i poklepał blondyna po ramieniu, rozmawiali ze sobą ściszonymi głosami. Annabell stała z rękami luźno zwieszonymi wzdłuż boków i gapiła się ziemię. Chłopak, nazwany przez Logana Joshem, mętnym wzrokiem obserwował śpiących herosów.
- Jesteś z linii Morfeusza? - spytała, nie odwracając wzroku od pęknięcia.
- Aha - ziewnął szeroko, jakby zaraz sam miał zwalić się na ziemię.
Logan rozmawiał ciągle z Jamie'm, który ściskał jego ramię. Ktoś z herosów, zachrapał głośno. Annabell zachwiała się i uklękła na piasku. Blondyn spojrzał na nią pierwszy raz i od razu do niej podszedł. Upadł przed nią i dotknął jej twarzy, jego palce zostawiły na skórze dziewczyny czarne smugi.
- Annie, czy to ty zrobiłaś? - spytał, bardzo się starał, by ukryć drżenie głosu, ale dziewczyna wyczuła jego strach.
Spojrzała ponad jego ramieniem na Jamie'go, który skrzyżował ręce na piersi i przyglądał się im. Jego twarz nie przedstawiała żadnych emocji, była pusta jak twarz lalki.
- Nie wiem - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Chłopak odwrócił się do swojego przyjaciela i posłał mu spojrzenie zrozumiałe tylko dla nich.
- Josh, czy mógłbyś sprawić, że zapomną ostatnich paru minut? - zapytał Jamie.
- Oczywiście - odpowiedział chłopiec i znów rozłożył chude ramiona. Szara mgła wypełzła z jego dłoni i wniknęła w każdą osobę na arenie, która spała. - Obudzą się za parę minut.
- Logan zaprowadź Annabell do szkoły - rozkazał brunet.
- Co z Ksantosem? - zapytała cicho dziewczyna, blondyn złapał ją za ramiona i podniósł z ziemi.
- Josh się nim zajmie.
- Ale on - Logan nakazał jej gestem milczeniem i pociągnął ją w stronę szkoły.
Chwilę się opierała, ale w końcu się poddała i pozwoliła mu się zaprowadzić do budynku. Ich kroki odbijały się od kamiennych ścian, gdy wbiegali po schodach do skrzydła dziewczyn. Korytarze były puste, niebo za oknami przechodziło z różu w granat. Logan otworzył drzwi do pokoju dziewczyny i wepchnął ją do środka. Oparł się o nie i wbił w nią spojrzenie niebieskich oczu.
- Annabell, kim był twój ojciec?
- Przecież doskonale wiesz, że nic o nim nie wiem - powiedziała i usiadła na biurku.
- Nigdy nie miałaś takiej sytuacji? Pękająca ziemia, albo jej wstrząsy?
- Nie! - powiedziała gwałtownie. - Oczywiście, że nie - dodała już spokojniej.
Chłopak podszedł do niej i pogłaskał ją po włosach. Oparła czoło o jego pierś i zaciągnęła się jego zapachem, mieszaniną potu i cytrynowego mydła. Powoli jej oddech wracał do normalnego rytmu, a jej serce zwalniało. Poziom adrenaliny powoli spadał. Uniosła dłonie i pogłaskała twarz chłopaka. Miał spuchnięty policzek i rozciętą brew, ale poza tym żadnych poważniejszych ran. Dla pewności dotknęła każdego centymetra kwadratowego jego klatki piersiowej i pleców, na szczęście nie znalazła więcej poważnych zranień, tylko kilka zadrapań i siniaków.
- Cieszę się, że nic ci nie jest - szepnęła i przytuliła się do jego ciepłego ciała.
- Gdyby nie ty, to mogłoby się źle skończyć - pocałował ją w czoło i wyswobodził się z jej uścisku. - Idę wziąć prysznic, przyniosę ci coś do jedzenia. Wrócę - dodał i pogłaskał ją po policzku.
Gdy tylko zniknął za drzwiami, dziewczyna spuściła głośno powietrze i zwiesiła głowę. Wzięła z blatu telefon i otworzyła kontakty. Nie miała ich wielu, nigdy nie przyjaźniła się z nikim. Zawsze była ona, konie i Amazonki. Nie miała czasu na przyjaźnie. Numer jej mamy był na samym początku listy, zatrzymała palec tuż nad klawiszem wybierania. Obiecała matce, że jeśli stanie się coś niepokojącego to ma zadzwonić. Spowodowanie pęknięcia ziemi było jak najbardziej niepokojące, ale czuła, że Królowa nie powinna o tym wiedzieć. Stukała paznokciem o ekran telefonu, w końcu rzuciła go na łóżko i ukryła twarz w dłoniach.
Półgodziny później do pokoju wszedł Logan, z włosów ciekła mu woda, która moczyła niebieską koszulkę. Talerz miał pełen niewielkich kanapek z pomidorem oraz ogórkiem i niósł dwa parujące kubki z herbatą. Po pokoju rozszedł się słodki zapach goździków, chłopak postawił kolację na biurku i przyciągnął dziewczynę do siebie. Oplotła jego biodra nogami i założyła mu ramiona na szyję. Pocałował ją lekko w czoło i odsunął jej włosy z twarzy.
- Josh poradził sobie z Ksantosem, chłopak był nieźle wstrząśnięty swoją drzemką, pewnie dlatego był taki grzeczny - powiedział Logan, uśmiechnął się szeroko, odsłaniając rząd równych, białych zębów, w policzkach zrobiły mu się słodkie dołeczki.
- Biedactwo, on tak lubi mieć wszystko pod kontrolą - stwierdziła dziewczyna i roześmiała się.
Nachylili się ku sobie, ale w tym samym momencie otworzyły się drzwi i odskoczyli od siebie jak oparzeni. Jamie spojrzał na nich i dokładnie zamknął drzwi. Annabell wzięła jedną z kanapek i wepchnęła sobie do ust. W tym czasie jej chłopak oparł się o ścianę i wydłubywał brud spod paznokcia za pomocą krótkiego sztyletu. Jamie usiadł w fotelu i nerwowo bawił się palcami. Nić porozumienia jakie nawiązali między sobą na arenie zniknęła bez śladu.
- Chłopacy proszę - jęknęła Annabell. - Pogódźcie się.
Oboje prychnęli, dziewczyna posłała Loganowi wściekłe spojrzenie. Zbył je wzruszeniem ramionami. Zeskoczyła na podłogę i spojrzała najpierw na bruneta, a potem na blondyna. Jej zielone oczy prześlizgiwały się po ich obojętnych twarzach.
- Oboje jesteście dla mnie ważni i obu was potrzebuję! - krzyknęła. - Mamy duży problem - dodała już spokojniejszym tonem.
Logan i Jamie mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Temperatura w pokoju zdawała się opaść o kilka stopni. Brunet zacisnął pięście tak mocno, że zbielały mu knykcie. Blondyn wbił palce w swoje ramiona. W końcu równocześnie wzięli głęboki wdech i powiedzieli:
- Wybacz stary.
- Przepraszam.
Roześmiali się i poklepali po plecach. Logan zmierzwił ciemną czuprynę herosa. Annabell pisnęła z radości i podskoczyła do nich, objęła każdego z nich. W jej oczach lśniły łzy.
- Przepraszam Jamie, nie chciałam, żeby to tak wyszło.
Machnął ręką i uśmiechnął się krzywo. Logan przyciągnął ją do siebie i pocałował. Oddała pocałunek i wplotła palce w jego miękkie włosy. Na wargach wciąż miał smak miętowej pasty do zębów.
- Słuchajcie to, że wasz akceptuje to nie znaczy, że będę się patrzył jak się non stop całujecie - powiedział Jamie z udawaną pogardą.
Wziął jedną z kanapek i na raz włożył ją sobie do ust. Annabell roześmiała się i wyswobodziła z uścisku swojego chłopaka.
- No to co robimy? Przecież będą pytać - powiedział w końcu Jamie.
Dziewczyna otworzyła na oścież okno, wpuszczając do środka mroźne powietrze. Wyjęła z szuflady paczkę marlboro i odpaliła jednego od zapalniczki. Czerwona końcówka zażyła się w półmroku. Szary dym unosił się spiralami pod sam sufit.
- Powiemy Krogerowi? - spytał Logan, krzyżując ramiona na piersi.
- Nie, to na pewno nie - Jamie zaprzeczył gwałtownym ruchem głowy. - Annabell może spróbujesz zamknąć tą szczelinę?
Annabell wypuściła ze świstem dym i wbiła spojrzenie w podłogę. Chłopacy popatrzyli na siebie. Rude włosy dziewczyny powiewały na wietrze, odwróciła się twarzą do okna, wiatr chłostał jej twarz. Niebo było już całkowicie czarne, srebrne gwiazdy lśniły nieśmiało. Tej nocy księżyc miał wogóle nie wstać.
- Nie zaszkodzi spróbować - powiedziała i zgasiła papierosa o zewnętrzny parapet. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do nich. - Jak najszybciej.
Zeszli na dół boczną klatką schodową i od razu wyszli na dwór. Pod osłoną mroku przemknęli na arenę. Sowy pohukiwały w lesie, a kruki hałasowały w swoich gniazdach. Logan zatrzymał się nagle i wbił spojrzenie w nieruchomą ścianę lasu.
- Wszystko w porządku? - zapytała Annabell, stanęła metr za nim. Jej oczy prześlizgiwały się po ciemnych drzewach w poszukiwaniu zagrożenia.
Pokiwał głową i ruszył dalej. Jamie jako pierwszy dotarł na arenę, podniósł ciemno-zieloną plandekę i rzucił ją na bok. Lampy były zgaszone, jedynym źródłem światła, była szkoła i gwiazdy. Tuż nad ich głowami wisiała konstelacja Kasjopei, jej srebrne ramiona lśniły na tle granatowego nieba. Złote włosy Logana lśniły jak białe złoto. Annabell stanęła obok niego tak, że ich ramiona się stykały. Spojrzał na nią, a w jego niebieskich oczach odbiły się światła zamku. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale pierwszy odezwał się Jamie:
- Miejmy już to za sobą.
Dziewczyna spojrzała na swojego chłopaka, ale ten tylko skinął głową i popchnął ją lekko w stronę dziury.
- Nie wiem czy dam rade - szepnęła.
- Jeśli nie spróbujesz, to się nie dowiemy - powiedział obojętnie Jamie.
Żadnego "wierzę w ciebie" ani "uda ci się". Żadnego słowa otuchy. Wiatr zaszeleścił liśćmi. Annabell rozejrzała się niepewnie wokół siebie, ale nic nie zwróciło jej uwagi. Uklękła na piasku i położyła dłonie na ziemi. Czuła chód bijący od niej, powoli świat wokół niej przestawał istnieć. Szelest drzew zastąpiło szybkie bicie jej serca. Strużka lodowatego potu spływała jej po plecach. Jej wargi poruszały się szybko, ale nie wydawały żadnego dźwięku.
- To nie działa - powiedziała, ziemia nawet nie drgnęła. - Czuję ją, ale nie jestem nią, ani ona mną.
Spojrzała najpierw na Logana, potem na Jamie'go i znów spojrzała na swojego chłopaka. Widziała w jego oczach, że jest bezradny. Zrobił krok w jej kierunku, ale w tym momencie ktoś skoczył mu na plecy, błysnęła srebrna klinga. Annabell krzyknęła i stanęła na równe nogi. Pomiędzy nią, a chłopakiem była szeroka na dwa metry szczelina.
- Wepchnę go tam - syknął Jamie.
Krew zahuczała w jej uszach. Serce obijało się o jej żebra. Powietrze przeszył wysoki, pojedynczy ton, który boleśnie uderzył w uszy chłopaków. Ziemia drgęła lekko, a potem mocniej i z głuchym pomrukiem zsunęła się jak kurtyna na scenie. Pot spływał po skroniach dziewczyny, dłonie jej drżały. Jamie puścił Logana i schował sztylet po pochwy przy pasie. Poklepał przyjaciela po ramieniu i podszedł do dziewczyny.
- Widzisz? Potrzebowałaś tylko dobrej motywacji.
Jej dłoń przecieła ze świstem powietrze i z donośnym plaśnięciem wylądowała na jego policzku. Brunet zachwiał się i złapał za obolałą twarz. Rudowłosa skoczyła w jego stronę, chcąc zadać mu kolejny cios, ale Logan w porę złapał ją za ramiona i przycisnął do siebie.
- Jesteś normalny?! - wydarła się i machała nogami, próbując wyswobodzić się z żelaznego uścisku dłoni Logana. - Puść mnie, chce go zabić! Jamie Kerr, jesteś odrażający!
Chłopak się roześmiał. Śmiał się tak mocno, że po policzkach popłynęły mu łzy. Otarł je wierzchem dłoni i podszedł do zdenerowanej Annabell. Logan przyciskał usta do jej ucha i szeptał kojąca słowa, na które była całkowicie głucha. Jamie poklepał ją po barku i ciągle się zaśmiewając zniknął w mroku.
Dziewczyna dyszała za złości, a Logan obejmował ją mocno, by nie rzuciła się za Jamie'm i go nie rozerwała na strzępy. Uśmiechał się lekko i tulił twarz do jej włosów. Po paru dłużących się w nieskończoność minutach, wreszcie się rozluźniła. Odwróciła się w jego ramionach i położyła policzek na jego piersi. Słyszała wyraźne uderzenia jego serca oraz silny zapach cytryny.
- Dobrze, że nic ci nie jest... - szepneła spoglądając na niego z ukosa.
- Nic, by mi się nie stało - Logan wzruszył ramionami i uśmiechnął się słodko.
Annabell zmarszczyła brwi, pogłaskała go po policzku. Odgarnął jej z czoła mokre włosy. Jego palce przesunęły się po jej skroni, wąskiej szczęce i spoczęły na czerwonych ustach dziewczyny. Pocałowała go w opuszki, stwardniałe od gry na gitarze i naciągania cięciwy. Uśmiechneli się do siebie, ich oczy błyszczały w nikłym świetle. Logan pocałował ją w czubek nosa.
- Chodźmy coś zjeść - w odpowiedzi brzuch Annabell zaburczał głośno.
Dziewczyna spotła palce z szczupłymi palcami chłopaka i dała się pociągnąć w stronę fasady szkoły.
***
Dni robiły się coraz krótsze, bardziej ponure i zimne. Przez pierwsze dwa tygodnie października prawie nieustannie padał deszcz. Łąki wokół szkoły zamieniły się w podmokłe bagna, jezioro wylało, a wszystkie zajęcia trzeba było przenieść pod dach. Biblioteka była pełna herosów, który oprócz zajęc związanych z mitologią i walką uczyli się chemii, fizyki, matematyki i historii.
Jedynym jasnym punktem na horyzoncie była potańcówka, ktora miała się odbyć w ostatni piątek października, dokładnie w Halloween. Do Herosów miały dołączyć uczennice madame Fritton.
Przez kilka dni obsługa zamku robiła wszystko by wypadł jak najlepiej przed dziewczynami. Odkurzono wszystkie zakamarki, żaden dywan nie został pominięty podczas trzepania. Nawet stajnia się nie ostała, zniknęły wszystkie pajęczyny, korytarz lśnił, słoma nie walała już się po podłodze. Woźny stał na schodach i krzyczał na każdego kto naniósłby do środka choćby odrobinę błota na świeżo wymyte i wypolerowane podłogi.
Jedyną osobą, którą nieobchodziła impreza była Annabell. Dziewczyna dzieliła swój czas na ten spędzony na treningu i nauce na ten, który spędzała na czytaniu. Logan nie sądził, że chodzi z takim molem książkowym. Heroska pochłonęła już większość z lektur obowiązkowych i część poezji zebranej przez bibiotekę.
- Co czytasz? - zapytał Logan, gdy po kolacji zszedł do świetlicy.
- "Nevermore. Cienie" - rzuciła, nawet nie podnosząć wzroku znad tekstu.
Chłopak westchnął cicho i położył się obok niej na podłodze przed kominkiem. Delikatnie wyjął książkę z jej rąk i odłożył na bok. Dziewczyna krzyknęła i zmarszczyła groźnie brwi.
- Czuję się olany - powiedział bezogródek. - Ostatnio prawie wogóle nie rozmawiamy, ciągle czytasz, albo się uczysz lub trenujesz. O co chodzi? Tylko mi nie mów, że nic cie nie gryzie, bo w to nie uwierzę.
Annabell odgarnęła długie włosy za ucho, niepodcinała ich odkąd przybyła do szkoły i teraz sięgały jej już prawie do pępka. Brak słońca wpłynął na ich kolor, pogłębając go lekko. Z miedzianych stały się kasztanowe, co jeszcze bardziej podobało się Loganowi.
- Marwię się. Amazonki zaczynają coś podejrzewać, bo moje raporty są prawie identyczne. Ciągle piszę o tym, że jest was zbyt dużo i, że jesteście zbyt potężni, a nas jest ciągle zbyt mało - wzięła głęboki oddech. - A do tego jeszcze ta ziemia, wciąż mi to nie daje spokoju.
Chłopak zapatrzył się na ogień. Jasne kosmyki opadły mu na czoło, odgarnąła je z czułością. Usiadła mu okrakiem na kolanach i pocałowała go w czubek nosa. Uśmiechnął się lekko i objął ją w talii.
- Nie martw się, coś wymyśmy. Może powinniśmy powiedzieć Krogerowi?
Dziewczyna milczała przez chwilę.
- Powinniśmy, ale co mu powiemy? Przepraszam, ale obiecałam żądnym zemsty Amazonkom, że je wprowadzę na teren szkoły, by mogły dokonać rzezi?
- No tak, to głupie - zagryzł wargę. - To one nie mogą same wejść do środka, przecież były w lesie?
- Tamto miejsce jest już poza granicą szkoły. Granica przebiega przez łąkę. Nie mogą jej przekroczyć dopóki ktoś ze środka ich nie zaprosi.
  Logan pocałował ją w obojczyk, po jej ciele rozeszło się przyjemne ciepło od miejsca, gdzie jego usta dotknęły jej skóry. Przeczesała jasne włosy chłopaka palcami, jej nos wypełnił intensywny zapach cytryny.
- Która godzina? - zapytał chłopak, nie podnosząc głowy z jej ramienia. Zerknęła na zegarek, który nosiła na prawym nadgarstku.
- Za pare minut będzie dziesiąta.
Chłopak cmoknął ją w szyję i wstał, dziewczyna patrzyła na niego z lekkim uśmiechem. Przeciągnął się, aż strzeliły mu kości w barkach.
- Właściwie to czemu nosisz zegarek na prawej ręce - powiedział, składając szary koc.
Annabell uśmiechnęła się lekko. Wcisnęła pokrętło, służące do poruszania wskazówek. Mechanizm stęknął cicho i zegarek zaczął się sam rozkładać. Po chwili na ręcę dziewczyny pojawiła się osłona, którą nosiła podczas strzelania z łuku. Uniosła ją do góry i obróciła kilka razy, by chłopak mógł się jej przyjrzeć. Była zrobiona z giętkiego czarnego metalu, który idealnie pasował do kształtu jej ramienia.
- Niezłe.
Uśmiechnęła się lekko i dotknęła wnętrza nadgarstka, kliknęło i osłona znów była niewielkim czarnym zegarkiem.
- Chcesz się wybrać na przejażdkę? - zapytał Logan i wyciągnął ku niej dłoń.
Pomógł jej wstać i odgarnął jej włosy z twarzy.
- Ksantos miał dzisiaj ciężki trening, a jutro chce go rano jeszcze wziąźć na skoki.
- Jedźmy na Burzy.
- Razem?
- Nigdy nie jeździłaś z nikim na jednym koniu? - zapytał, a jego brew zniknęła pod jasną grzywką.
Annabell roześmiała się i wzięła długi sweter z oparcia kanapy.
- Nie, odkąd skończyłam trzy lata - Logan przytrzymał jej sweter, kiedy wkładała ramiona w rękawy.
Gdy wyszli na dwór wciąż kropiło. Chłodny deszcz moczył ich ubrania i włosy, zanim dotarli do stajni byli już całkowicie mokrzy. Burza zarżała głośno, gdy podeszli do jej boksu. Trąciła każdego z nich w poszukiwaniu cukru, Logan wygrzebał z kieszeni kostkę, którą pochłonęła z głośnym chrupaniem. Annabell pogłaskała Ksantosa po nosie, który wyglądał ze swojego bosku. Ogier przytulił łeb do jej policzka, jego gorący oddech łaskotał ją w szyję.
- Weź to - powiedział Logan i podał jej kurtkę z lekkiego, śliskiego materiału. Sam miał na sobie podobną. - Jest przeciwdeszczowa i przeciwwiatrowa, przyda nam się - pocałowała go w policzek.
- Dziękuję.
Ksantos powąchał rękaw kurtki i parsknął cicho. Dziewczyna podrapała go za uchem i uśmiechnęła się lekko. Kopyta karej klaczy zastukały na betonowej podłodze, jej czarna sierść lśniła w ciepłym świetle żarówek. Logan wspiął się na jej grzbiet i podał jej dłoń, Annabell ujęła ją chętnie i wskoczyła za nim na konia. Objęła chłopaka w pasie i złapała się sprzączki jego paska. Trącił boki konia piętami, a Burza skoczyła do przodu. Jej kopyta zapadały się w miękkiej ziemi, ale klaczy zdawało się to nie przeszkadzać, galopowała między czarnymi drzewami, prawie bezgłośnie, jak duch. Annabell zciskała ją kolanami i tuliła twarz do pleców Logana. Krople deszczu spływały jej po twarzy, chłodny wiatr kąsał w odsłonięta skórę, ale nie przeszkadzało jej to, odczuwała niewyobrażalną przyjemność z tej jazdy. Zamknęła oczy i nasłuchiwała. Słyszała wyraźne uderzenia serca Logana, jego oddech i oddech konia. Czuła ciepło bijące od jego muskularnego ciała. Przyciskała biodra do jego bioder, a jej nogi idealnie dopasowały się do ułożenia jego ud i łydek. Byli jednym ciałem, jednym ciałem idealnie zsynchronizowanym z koniem.
  Dziewczyna chłonęła las jak tylko mogła, czuła zapach deszczu i liści, słyszała tętet kopyt Burzy niosący się echem. Z drzewa, które mineli w pełnym galopie zerwał się kruk, który głośno kracząc zniknął między wyższymi konarami. Deszcz stopniowo przechodził w mrżawkę, aż ustał zupełnie. Kara klaczy zwolniła do kłusa, a jej nogi wymijały wystające korzenie.
Annabell otworzyła oczy i zobaczyła najpiękniejszy widok w swoim życiu. Jechali wąską ścieżką w poprzek stoku, a pod nimi były chmury, z których gdzieniegdzie wystawały samotne czubki wysokich sekwoi. Logan zsunął się z grzbietu konia i stanął na dużym płaskim kamieniu. Lekki wiatr poruszał jego włosami, niosąc ze sobą zapach sosnowych igieł i świeżej wody. Dziewczyna poklepała klacz po szyi i zeskoczyła na ziemię. Podeszła do swojego chłopaka i objęła go ramionami w pasie.
- Pięknie tu.
Księżyc padał na jej twarz, a cienie podkreślały jej ostre rysy.  Chłopak pocałował ją w czubek nosa i przytulił do siebie. Stali tak, przytuleni do siebie, mając u stóp cały swój świat. Gwiazdy lśniły na granatowym niebie, wiatr czesał ich włosy i głaskał twarze.
- Ty jesteś piękna, to to po prostu ładny widoczek - powiedział z zawadiackim uśmiechem.
Annabell zarumieniła się aż po cebulki kasztanowych włosów. Oparła głowę o jego pierś i wsłuchiwała się w spokojne uderzenia jego serca.
- Posejdon - rzucił nagle.
- Co?
- Ten, który wstrząsa ziemią.
- Myślisz, że to może być odpowiedź? - zapytała. - Myślałam nad tym, równie dobrze mógł być to Hades, pan podziemi.
Logan westchnął i odgarnął grzywkę, która znów weszła mu do oczu. Annabell założyła mu kosmyk jasnych włosów za ucho i musnęła wargami jego policzek. Uśmiechnął się, a w policzkach zrobiły mu się słodkie dołeczki.
- Za mało wiemy, żeby to stwierdzić.
Burza podeszła do nich bezszelestnie i trąciła Logana w plecy. Odwrócił się do niej i pogłaskał ją po białej gwiazdce. Klacz łasiła się do jego dłoni, jednocześnie domagając się pieszczot od Annabell.
- Obrotna jesteś nie ma co - zaśmiał się Logan i pocałował ją w miękkie chrapy.
Krzyk orła przeciął ciszę, jak miecz. Chłopak uniósł głowę i przez chwilę uważnie nasłuchiwał. Burza poruszyła się nerwowo, jej ogon smagał powietrze szybkim ruchami. Logan wskoczył na jej grzbiet i podał dłoń dziewczynie. Annabell złapała się jego wyciągniętego ramienia i usiadła za nim, dopasowując swoje ciało do ułożenia jego nóg.
- Wszystko w porządku? - szepnęła.
Logan nie odpowiedział, trącił konia piętami i skrócił wodze. Klaczy skoczyła do przodu i wąską ścieżką wbiegła między drzewa, powoli pochłaniały ich chmury, aż wreszcie byli tylko oni, wszechobecna mgła i cisza.


Nowa przygoda herosów :) <- blog mojej młodszej koleżanki ze strony "Klub Herosów" :) na mojej facebook'owej stronie znajdziecie odnośnik do strony tego bloga :) zapraszam do lektury :)

nowy rozdział po długiej przerwie... cieszę się, że udało mi się go skończyć ^^
dziękuję Wam za to, że jesteście :*
podobał się? :3 

4 komentarze:

  1. Rozdział bardzo ciekawy i wciągający. Spodobała mi się motywacja Jamiego :)
    Dziękuję za udostępnienie mojego bloga i czekam na następną notkę
    Ala

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale to bylo !! No postaralas sie :D Oczywiscie jak zawsze czekam na cd tego cudownego opka :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale to bylo !! No postaralas sie :D Oczywiscie jak zawsze czekam na cd tego cudownego opka :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super oby tak dalej !!! :D Czekam na ciąg dalszy i życzę duuużo weny :D

    OdpowiedzUsuń