środa, 20 listopada 2013

Rozdział 14. Ponownie pierwsza

Biały puch był wszędzie, okrywał drzewa jak miękka kołdra, gromadził się na parapetach i ciągle go przybywało. Annabell siedziała po turecku na biurku i patrzyła na płatki śniegu wirujące na wietrze. Jej rude włosy były upięte w wysokiego koka, miała na sobie wygodną szarą koszulkę i czarne bokserki, spojrzała ukradkiem na Logana, który spał na jej łóżku, jasne włosy opadły mu na czoło, uśmiechał się delikatnie przez sen. Dziewczyna mogła godzinami patrzeć na jego twarz i nigdy by jej się to nie znudziło, uwielbiała dołeczki w jego policzkach i niewielką bliznę nad okiem. Wróciła wspomnieniami do wczorajszego wieczoru.
- Kocham cię - powiedział i pocałował ją. Czuła smak jego ust i śniegu. Gorące łzy wypełniły jej oczy. - Hej, nie płacz...
- Ja ciebie też kocham - szepnęła i jeszcze mocniej wbiła się w jego słodkie wargi.
Zmarznięci i lekko przemoczeni wrócili do sali i przetańczyli całą noc. Po balu odprowadził ją do pokoju. Gdy położyła się do łóżka, usłyszała jak ktoś puka do okna, zerwała się wystraszona i podeszła do niego. Za szybą, na niewielkim gzymsie stał Logan i uśmiechał się szeroko. Wpuściła go do środka i po kilku godzinach bycia ze sobą, rozmowy, pocałunkach, zasnęli zmęczeni w jej łóżku.
Zeskoczyła z biurka i wylądowała cicho na chłodnych panelach, na palcach podeszła do łóżka i położyła się na materacu obok chłopaka, delikatną dłonią odsunęła mu włosy z twarzy. Chłopak położył rękę na jej talii i przyciągnął ją do siebie. Otworzył oczy i uśmiechnął się szeroko.
- Hej - szepnął i pocałował ją w czubek nosa.
- Hej.
Położyła głowę na jego piersi i wsłuchiwała się w spokojne bicie jego serca. Była to dla niej najcudowniejsza melodia na świecie. Głaskał ją wzdłuż kręgosłupa, od karku, aż po zagłębienie nad biodrami, każdy jego dotyk wywoływał u niej przyjemne dreszcze. Oddech chłopaka łaskotał jej szyję.
- Mogłabym tak leżeć całe życie i nic by mi się nie stało - powiedziała cicho, chłopak zaśmiał się, a jego klatka piersiowa zawibrowała.
- Chciałbym tak spędzić resztę soboty, ale niestety musimy wstać.
Okręcił się i sięgnął po budzik, jęknął głośno, gdy zobaczył, która jest godzina. Dziewczyna wyrwała zegar z jego dłoni i cisnęła go na fotel, na którym leżała bluza i jeansy Logana. Położyła się na jego brzuchu i przygwoździła go do materaca. Spojrzał na nią z zawariadzkim uśmiechem na twarzy. Kąciki jej ust uniosły odrobinę.
- Jeszcze nie - powiedziała. - Dopiero ósma.
Chłopak usiadł i przyciągnął jej twarz bliżej siebie, z bliska widział każdego piega na jej nosie i czarne obwódki w jej zielonych oczach. Przesunął palcem po jej delikatnym policzku i dotknął jej ust, obrysował ostro zakończony podbródek dziewczyny i zjechał do jej obojczyków, poczuł jak drży, gdy dotknął włosków na karku heroski. Odrzuciła głowę do tyłu, a on musnął ustami jej krtań.
- Logan - upomniała go, dusząc w sobie śmiech.
- Co? - spytał niewinnie, nie przestając składać delikatnych pocałunków na jej szyi.
- Już ty dobrze wiesz co! - Zaśmiała się i pchnęła go na plecy.
Śmiejąc się, patrzyli na gładki, biały sufit. Chłopak bawił się luźnym kosmykiem włosów dziewczyny, który uwolnił się z koka. W białym świetle poranka mieniły się różnymi odcieniami miedzi.
- O czym myślisz? - wyszeptał.
- O domu.
Zielone oczy dziewczyny zamgliły się łzami, otarła je ze złością. To dla Logana musiała być silna, dla niego musiała się trzymać, choć tak bardzo cierpiała. Tak bardzo bolało ją oddalenie od matki, która przez lata była jedną z najbliższych jej osób. Wcale nie była złą kobietą, bardzo pogubioną, ale nie złą. Zranioną, ale nie złą. Cierpiącą, ale nie złą. Annabell westchnęła cicho na wspomnienie rzadkiego uśmiechu mamy, z trudem przywołała brzmienie jej śmiechu. Bardzo rzadko się śmiała, zazwyczaj stawała z boku i uśmiechała się, a w jej oczach skrywał się ból. Tak było, gdy dziewczynie pierwszy raz udało się skoczyć przez metrową przeszkodę, gdy miała 4 lata.
- A o czym dokładnie? - spytał chłopak, wyrywając ją z zadumy.
Przewróciła się na bok i położyła dłoń na jego szorstkim policzku. Ujął ją za nadgarstek i delikatnie pocałował. Wtuliła się w umięśniony tors chłopaka, otulił ją kołdrą i pogłaskał po włosach.
- O mamie - westchnął głośno. - Ja wiem jakie masz o niej zdanie, ale nie znasz jej tak na prawdę. Ona się tak bardzo pogubiła. Babcia zawsze mówiła, że kochała mojego tatę - słowa z coraz większym trudem przechodziły jej przez gardło. - Jako królowa ma stały kontakt z Nemezis, nie masz pojęcia jaki wpływ ta bogini wywiera na ludzi. Spotkałam ją raz, a to wystarczyło, żebym was znienawidziła - chłopak cały się spiął. Jego niebieskie oczy pociemniały.
- Annabell, spójrz na mnie - powiedział, po kilku minutach ciszy, jednocześnie ujął jej twarz i uniósł lekko jej podbródek. Zielone oczy dziewczyny były pełne łez. - Pokonamy Nemezis.
- Logan to bogini! Nie damy rady! - Jęknęła, a łzy popłynęły po jej pokrytych piegami policzkach.
- Uwierz w to.
- Ale przecież to głupota!
- Uwierz!
- Ty w to wierzysz?!
- A mam jakieś inne wyjście? - Dziewczyna spuściła wzrok, chłopak otarł kciukami jej łzy. - Bez wiary nie ma nic.
Dziewczyna ukryła twarz w jego szyi, włosy chłopaka łaskotały jej twarz. Czuła ciepło bijące od niego i zapach żelu, którego używał. Skroń opierała o jego szorstki policzek, spokojny oddech Logana łaskotał jej ucho.
- Wiara, nadzieja, miłość. Pamiętaj o tym Annie.
Oplotła ramionami jego szyję, nie chciała go puścić, bo wiedziała, że gdy to zrobi, będzie musiała stanąć twarzą w twarz ze światem, pełnym nienawiści i zła. Tu razem z nim, blisko niego, czując jego obecność, czuła się bezpieczna, szczęśliwa, spełniona. Przy nim było jej miejsce, chciała, żeby ta chwila trwała wiecznie. Jego duże dłonie zacisnęły się na jej talii, przyciągając ją do siebie bliżej i mocniej.
- Kocham cię, wiesz? - Szepnęła mu do ucha. Uśmiechnął się, w policzkach zrobiły mu się słodkie dołeczki.
- Nie mocniej niż ja ciebie - pocałował ją mocno i wyswobodził się z jej uścisku.
Spuścił nogi i przetarł twarz dłonią. Dziewczyna wsparła głowę na łokciu i obserwowała jak wciąga szare jeansy i przeciąga przez głowę bluzę. Przeczesał palcami włosy i ogarnął długie kosmyki z czoła. Annabell bezszelestnie wstała i przeciągnęła się, aż zatrzeszczały jej kości w ramionach. Chłopak wsunął stopy w trampki i odwrócił się do dziewczyny. Złapał ją za biodra, przyciągając do siebie, oparła dłonie o jego twardy tors, musiała mocno zadrzeć głowę, by móc spojrzeć w oczy chłopaka.
- Będę tęsknić - powiedziała, uśmiechając się szeroko i odsłaniając białe zęby.
- Ja również - szepnął i potarł nosem jej nos, mrucząc cicho.
Pocałowała go mocno, a on przechylił ją do tyłu i pogłębił pocałunek. Przerwało im głośne burczenie w brzuchu dziewczyny. Spłonęła rumieńcem i spuściła wzrok. Ujął ją za podbródek i pocałował w czoło.
- Do zobaczenia na śniadaniu - z niechęcią ją puścił i podszedł do biurka, wskoczył na nie szybko i otworzył okno. Przykucnął na parapecie, a jego włosami poruszał lodowaty wiatr, niosący biały śniag. - Pospiesz się - powiedział i wspiął się na dach.
Dziewczyna uklęknęła na blacie i wystawiła głowę na chłodne powietrze. Płatki śniegu osiadły na rzęsach dziewczyny, w oddali po padoku galopowały konie, wierzgając i strzelając baranki. Zauważyła Ksantosa, którego kasztanowa sierść wyróżniała się w stadzie, z niezwykłą gracją cwałował wzdłuż ogrodzenia, a jego radosne rżenie odbijało się echem od gór. Uśmiechnęła się szeroko, obserwowała ogiera, dopóki jej zęby nie pokaleczyły warg dziewczyny. Zamknęła dokładnie okno i poprawiła granatowe zasłony. Wzięła świeże ubrania, kosmetyczkę i zniknęła w łazience.
***

Kilka godzin później stała samotnie na strzelnicy, zaciskała pewnie palce na łuku. Obserwowała nieruchome tarcze, których środki przypominały jej czerwone oczy drakona. Na wspomnienie potwora, który zniszczył jej 16. urodziny, w jej żyłam zawrzała krew. Sięgnęła do kołczanu i naciągnęła cięciwe, która brzdąknęła cicho, gdy ją zwolniła. Bełt wbił się w najbliższą tarczę, która zachwiała się pod wpływem uderzenia. Zadowolona z siebie wyszarpnęła strzałę i przeszła do ruchomych celów, załadowała dziesięć kukieł do wyrzutni i włączyła mechanizm. Pierwszy cel wzleciał pod sufil, lecz nim osiągnął maksymalną wysokości, wbił się w niego ostry grot. Po chwili znów brzdąknęła wyrzutnia, a dziewczyna obróciła się przez plecy, by trafić w imitację ptaka, która została wyrzucona w drugi koniec sali. Strąciła jeszcze kilka celi i wypuściła ostatnią strzałę, gdy drzwi do hali się otworzyły.
Strzała przebiła worek z grochem, który rozsypał się po panelach i wbiła w ścianę, tuż obok głowy Alana. Chłopak spoglądał to na czarną lotkę, to na Annabell. Dziewczyna przewiesiła łuk przez ramię i szybko do niego podeszła.
- Nie widziałeś kartki z napisem "TRENING. NIE PRZESZKADZAĆ!"?! - Zapytała z wyrzutem, wyszarpując bełt ze ściany.
- Widziałem, pukałem, przepraszam - powiedział szybko, w jego ciemnych oczach płonęły radosne iskierki. - Wybacz Ann, ale jesteś wzywana do podziemi szkoły.
- Ale kto mnie wzywa i po co? - Spytała zakładając na ramię długi warkocz.
- Rada - uchylił jej drzwi, przez które natychmiast przeszła.
Musiała przyznać, że była zaskoczona, niespodziewana się tak szybkiej reakcji. Musiała także przyznać, że nie ma pojęcia, gdzie rada obraduje. Wiedziała, że nie jest to ani na pierwszym piętrze, gdzie mieściły się klasy i biblioteka, ani też na drugim i trzecim, gdzie mieściły się sypialnie. Spotkania nie mogły się odbywać także na parterze, gdzie mieściła się jadalnia, kuchnia, pomieszczenia obsługi oraz sala balowa i pokoje nauczycieli. Także znana część piwnic odpadała, zajmowała ją świetlica i niewielka sala do ćwiczeń.
Weszli do pustego hallu, a kamienne twarze bogów zdawały się śledzić każdy ich krok. Alan zatrzymał się przed posągiem Ateny i dotknął prawej dłoni bogini, w której dzierżyła włócznie. Posąg zadygotał i przesunął się w bok, odsłaniając ciemne przejście. Chłopak wszedł do środka i zapalił światło. Obejrzał się za siebie i ponaglił dziewczynę ruchem dłoni. Annabell nie lubiła ciasnych pomieszczeń od wyprawy do jaskini Pytona, więc niechętnie ruszyła za brunetem. Schody były wąskie i strome, w dodatku strasznie kręte. Ruda starała się je policzyć, ale kilkudziesięciu straciła rachubę. W końcu stopnie się skończyły i ruszyli niskim korytarzem, który zdawał się być starszy od nadziemnej części szkoły. Był z czerwonej cegły, a sposób w jaki był zbudowany sufit przywodził jej na myśl gotyckie świątynie, które oglądała w albumach na historii Europy. Co jakiś czas mijali drzwi ze starego drewna, które były umocnione żelaznymi ćwiekami. W oddali usłyszała ciche rozmowy, które z każdym krokiem zdawały się być coraz głośniejsze. Stanęli przed ciężkimi drzwiami obok, których na prostym krześle siedział wysoki siedemnastolatek, którego Annabell kojarzyła ze swojego pierwszego dnia w szkole, jako pierwszy rzucił jej wyzwanie i jako pierwszy stracił tamtego dnia miecz. Chłopak skinął głową Alanowi, jakby ten był kimś ważniejszym od niego. Brunet pokiwał krótko głową i odwrócił się do dziewczyny.
- Tutaj musisz zostawić swoją broń, do sali obrad nie możesz wejść uzbrojona - powiedział i uśmiechnął się do niej kojąco.
Dziewczyna niechętnie podała osiłkowi łuk i kołczan, zza paska wyjęła niewielki sztylet, a z cholewki buta wysunęła smukłe ostrze. W ostatniej chwili powstrzymała się od opięcia zegarka, ale przecież osłona służyła jej do ochrony ręki, a nie do ataku. Udała więc, że drapie się w nadgarstek, by usprawiedliwić swój ruch.
- Czysta - powiedziała i pokazała wnętrze dłoni.
Chłopak otworzył przed nimi drzwi, ze środka dochodził gwar żywych rozmów, które umilkły, gdy Alan przestąpił próg. Annabell rozejrzała się po ścianach pokrytych ciemną boazerią, powieszono na nich dwanaście chorągwi, każda z nich przestawiała atrybut jednego z bogów olimpijskich.
Pod czarną chorągwią z wyszytą srebrną nicią błyskawicą, na krześle dużo bardziej imponującym od pozostałych ustawionych wokół dębowego, półokrągłego stołu, siedział Logan. Opierał czoło na złączonych czubkach palców, wydawał się być bardzo zmęczony. Podniósł wzrok i  na ich widok uśmiechnął się krzywo, ale w jego niebieskich oczach czaił się ogromny smutek. Rozejrzał się nerwowo po ciemnym pomieszczeniu, oświetlanych przez słabe światła lamp.
- Decyzja podjęta? - Jego zwykle aksamitny głos, był zimny i ostry. - Wszystko jasne, prawda?
Ktoś prychnął głośno, oczy Logana pociemniały, a żarówka nad ich głowami zamigotała niebezpiecznie. Czuły słuch dziewczyny wyłapał w oddali grzmot, gdyby w sali były okna, na pewno zobaczyliby błyskawicę. Zesztywniała, co od razu wyłapał jej chłopak, popatrzył na nią i poruszył lekko wargami jakby bezgłośnie chciał ją uspokoić i powiedzieć "nie bój się". Jamie oparł się o krzesło naprzeciw blondyna, uśmiechnął się do niej kojąco. Chciała odpowiedzieć mu podobnym uśmiechem, ale jej twarz wykrzywiła się w grymasie.
- W takim razie - powiedział Logan. - Powitajmy nową i pierwszą w historii tej szkoły członkinię rady Annabell Perry.
Usiadła na przydzielone jej między Alanem, a Markiem krzesło. Miejsca przy stole określały pozycję w radzie. Im bliżej Logana tym wyżej był ktoś w hierarchii. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Pozostali członkowie dołączyli do nich, dziewczyna nie znała wielu z nich. Zauważyła, że nie oprócz chłopaka z linii Ateny, który chodził z nią na chemię, nie ma nikogo kto pochodził by od jakieś bogini. Zastanawiała się czy nie zasługiwali, czy był to przejaw seksizmu. Cały czas czuła na sobie spojrzenie potomka Zeusa, który toczył po stole zrolowaną mapę.
- Dołączysz do nas Ian, czy może mam ci pokazać gdzie są drzwi? - zapytał chłodno blondyn, cały czas przyglądając się swoim dłonią.
Wszystkie spojrzenia spoczęły na postaci stojącej w kącie, poza zasięgiem światła. Zaciskał dłonie tak mocno, że zbielały mu kciuki, a paznokcie na pewno pozostawił półokrągłe ślady na skórze chłopaka. W jego brązowych oczach płonął ogień dzikiej furii, rzucił krótkie, ale bardzo wymowne, spojrzenie Annabell i z hukiem odstawił krzesło naprzeciw Logana. Herosi mierzyli się wściekłymi spojrzeniami ponad stołem, oczy Logana stały się prawie czarne, żarówka przygasła, by za chwilę rozbłysnąć jasnym światłem.
- Logan - szepnęła dziewczyna, zaciskając dłonie na kolanach.
Heros niechętnie spuścił wzrok z potomka Aresa i spojrzał na nią, patrzył na nią, a jego oczy stopniowo powracały do normalnego koloru. Zapadła niezręczna cisza. Chłopak rozwinął mapę po stole tak, by każdy mógł ją widzieć. Przedstawiała cały kompleks szkolny, otoczony czerwoną linią.
- Dyrektor nalega, żebyśmy wrócili do co nocnych patroli.
- Ale po co? - Zapytał chudy siedemnastolatek, siedzący dwa krzesła dalej od Ian'a.
- Nie wiem, ale to w sumie rozkaz. Będziemy się poruszać parami, konno. Objazd całego terenu zajmuje cztery godziny. Sprawdziłem to dzisiaj - powiedział, przewidując kolejne pytanie. - Jedna dwójka pojedzie w tą stronę - jego palec przesunął się po mapie wzdłuż linii zgodnie z ruchem wskazówek zegara - podczas, gdy druga para będzie jechała tędy - zatoczył koło w drugą stronę. - Plan waszych zmian i przydział dostaniecie podczas kolacji, zaczynamy od 20, zmiana warty będzie następować o 24 i 4. Trzecia zmiana jest zwolniona z zajęć do południa, a druga tylko z pierwszej godziny. Jakieś pytania? - Powiódł wzrokiem po twarzach herosów, dłużej zatrzymując się na Annabell. - Na dzisiaj wystarczy.
Sala szybko opustoszała. Jako pierwszy wyszedł Ian, z hukiem otwierając drzwi, za nim w ciszy wyszli pozostali. W końcu przy dębowym stole pozostali tylko Logan i Annabell. Dziewczyna podeszła do chłopaka i wplotła palce w miękkie włosy, objął ją w talii i przytulił policzek do jej płaskiego i lekko umięśnionego brzucha. Nachyliła się i złożyła na jego czole delikatny pocałunek.
- Co tu się stało? - zapytała opierając się o stół.
- Nic wartego uwagi - spuścił wzrok i wstał, by zwinąć plan szkoły.
- Logan - w wypowiedzenie jego imienia włożyła całe serce, wszystko co czuła.
Chłopak zatrzymał się w połowie drogi do regału, na którym leżały różne papiery i odwrócił się do niej. Słowa wypływały z jego ust z prędkością światła:
- Ian zrobił wielką awanturę, gdy przedstawiłem im twoją kandydaturę. Zaczął krzyczeć, wyzywać cię od zdrajców. Nie miał dowodów na potwierdzenie swoich słów, ale powiedział, że je znajdzie. Zaczęliśmy się kłócić, kto wie co by się stało, gdyby Jamie i Alan nie stanęli między nami. Zrobiliśmy głosowanie, tylko Ian był przeciw.
Dziewczyna spuściła głowę, rude włosy zakryły jej twarz. Nie płakała, nie miała już siły. Chłopak upuścił mapę, która poturlała się po podłodze, podszedł do niej i uniósł jej podbródek.
- Annie... - Szepnął.
- Widzisz? Nawet Ian to widzi! - Krzyknęła, a w jej oczach krył się smutek i strach. - To jest prawda, nie ważne co zrobiłam jestem zdrajcą - opuściła wzrok, a jej ciałem wstrząsnął szloch.
Chłopak otoczył ją ramionami, jej łzy moczyły jego koszule. Uderzała pięściami w jego pierś, wyrywając się mocno, ale on tylko trzymał ją mocniej. Szlochała głośno, dopóki jej oczy nie zrobiły się zupełnie suche. Nogi miała jak z waty i ledwo się na nich utrzymywała, oddech miała szybki i płytki. Logan uniósł jej twarz i otarł dłonią mokre policzki dziewczyny. Nie patrzyła na niego, uparcie zaciskała powieki.
- Spójrz na mnie - poprosił.
- Nie mam już siły - powiedziała, spuszczając głowę.
- Masz.
- Logan, przestań - zaskomlała. - Mam dosyć, nie chce już kłamać.
- Nie możesz się teraz poddać - opuścił dłonie z bezsilności i oparł się o najbliższe krzesło.
- Nie mogę? To patrz, bo właśnie to robię - powiedziała i odwróciła się na pięcie.
Coś za nią huknęło, zatrzymała się i spojrzała przez ramię. Logan drżał na całym ciele, a jego oczy znów były prawie czarne, pod przeciwległą ścianą leżało popękane krzesło, które spadło na niewielki barek. Butelki z różnymi napojami spadły z pólek, część z nich roztrzaskała się, a szkło rozprysło się po drewnianej podłodze. Patrzyła na niego zaskoczona takim wybuchem, owszem chłopak był porywczy, zresztą jak każdy heros, czasem tłuk jakiś wazon, ale nigdy nie zachowywał się w ten sposób. W oddali przetoczył się donośny grzmot. Dziewczyna zadrżała.
- Na prawdę nie rozumiesz? To coś więcej niż ty. To coś więcej niż ja, czy Ian, czy Jamie. Ważą się losy świata, myślisz, że zemsta na herosach jest jedyną rzeczą, której pragnie Nemezis? - żarówka pulsowała wściekle, aż napięcie w kablach wzrosło tak bardzo, że wywaliło korki w całej szkole. W sali zapadły egipskie ciemności.
Dziewczyna położyła dłoń na drewnianej boazerii i przylgnęła plecami do ściany. Po raz pierwszy jej chłopak ją przerażał, bała się go. Wiedziała, że nie powinna była tak mówić, on także cierpiał... Z jej powodu, bo to jego dziewczyna jest oskarżana i obrażana, bo to jego dziewczyna dostała zadanie, by zniszczyć jego rodzinę. Podłoga zaskrzypiała pod butami chłopaka, który podszedł do niej, widziała niewyraźny kontur jego twarzy. Przeczesał palcami włosy i westchnął głośno.
- Nie, jej plan nie jest taki krótkowzroczny. Ona chce zniszczyć Olimp, chce się pozbyć bogów. Tylko my moglibyśmy jej zagrozić, a jeśli my będziemy zajęci własną wojną, Nemezis łatwo strąci w niebyt olimpijczyków. Zostanie królową świata i nic, ale to nic nie stanie jej na przeszkodzie, by uczynić go według własnego planu - oparł rękę obok głowy dziewczyny. - Annabell nie możesz się teraz poddać... - Głos mu się łamał. - Nie zostawiaj mnie z tym samego - jęknął i upadł przed nią na kolana.
Ukryła twarz w dłoniach i osunęła się po ścianie. Oparła głowę o pierś Logana, który przytulił ją mocno. Oplotła go ramionami w pasie i szepnęła mu do ucha:
- Nie zostawię cię. Obiecuje - zawahała się - nie damy rady jednak sami, potrzebujemy pomocy. Musimy powiedzieć Krogerowi, najlepiej zaraz.
- Nie ma go - odpowiedział w jej włosy.
- Jak to nie ma?
- Wyjechał, nie podał powodu. Nie musi, w końcu jest dyrektorem.
Po chwili wróciło światło, Logan wstał i podał dłoń dziewczynie. Trzymając się za ręce wyszli do hallu, śnieg zastąpił deszcz i biały puch na dziedzińcu powoli zmieniał się w szarą papkę. Annabell zatrzymała chłopaka i wepchnęła go do niszy, w której mieściło się wysokie okno wychodzące na jezioro. Usiedli na szerokim parapecie, oparci o kamienną ścianę, od szyby bił przyjemny chłód.
- Nie wolno nam się kłócić - powiedziała, splatając swoje palce z jego. Musnął wargami jej delikatną skórę.
- Owszem - wymruczał i nachylił się ku niej. - Więc nie róbmy tego - szepnął kilka centymetrów od jej ust.
Czekała na pocałunek, który nie nadchodził. W końcu zniecierpliwiona zarzuciła ramiona na szyję chłopaka i wpiła się w jego malinowe usta. Ich języki połączyły się w namiętnym tańcu. Oderwali się od siebie ciężko dysząc, jego palce kreśliły linie na jej szyi.
- Muszę wrócić po broń - szepnęła i wstała z niechęcią.
- Spotkamy się u mnie? - zapytał z nadzieją w głosie.
Posłała mu słodki uśmiech przez ramię i zniknęła w ciemnym przejściu za posągiem Ateny.

***
Deszcz nie przestał padać. Białe zaspy zmieniły się w szare, brudne grudy. Woda płynęła metalowymi rynnami i spływała w dół, do jeziora. Annabell siedziała na podłodze w swoim pokoju i pisała wypracowanie na temat wpływu Williama Szekspira na współczesny teatr. Z zadowoleniem wypisanym na twarzy, przeczytała swój  tekst i zgarnęła książki z podłogi. Odłożyła je na regał, upijając łyk już zimnego kakaa. Wyjrzała przez okno, po którym spływały krople deszczu, w nie których pokojach chłopaków paliło się światło. Odliczyła szóste okno od prawej i z uśmiechem zauważyła, że pali się w nim nikłe światło.
Wciągnęła czarne trampki i założyła bluzę w tym samym kolorze, naciągnęła kaptur na głowę i wskoczyła na biurko. Wyszła na szeroki parapet, zamykając za sobą szczelnie okno, wdrapała się na dach, jej stopy ślizgały się po mokrych dachówkach. Lodowate krople deszczu padały na jej twarz i szyję. Gnana podmuchami zimnego, przeszywającego wiatru, zeskoczyła na gzyms przed oknem Logana i przycupnęła nad zewnętrznym parapecie.
Chłopak siedział na łóżku i grał na gitarze. Jego głos tłumiła szyba, ale do dziewczyny wyraźnie dochodził jego aksamitny baryton. Uwielbiała patrzyć jak jego palce sprawnie wędrują po gryfie i szarpią struny. Nie miała serca przerwać tej cudownej piosenki. Po kilku wersach rozpoznała "I don't wanna miss a thing".
Mógłbym nie spać tylko po to by słuchać jak oddychasz, 
Patrzeć jak uśmiechasz się, gdy śpisz,
Gdy jesteś daleko i śnisz.
Mógłbym spędzić moje życie w tym słodkim poddaniu,
Mógłbym zatracić się w tej chwili na zawsze.
Cóż, każda chwila spędzona z Tobą
Jest chwilą, którą cenię.
Nie chcę zamknąć moich oczu,
Nie chcę zasnąć, 
Bo będę tęsknić, kochanie,
I nie chcę nic stracić.
Bo nawet kiedy śnię o Tobie,
Najsłodszy sen nigdy nie wystarczy,
Wciąż będę tęsknić, kochanie,
I nie chcę nic stracić. 
Spojrzał na nią i odrzucił delikatny instrument. Podbiegł do okna i otworzył je na oścież, wpuszczając do pokoju podmuch wiatru, którzy otworzył zeszyty rozrzucone po biurku. Annabell sprawnie wskoczyła do pokoju i z gracją wylądowała na ciemnych panelach.
- Długo tam stałaś? - zapytał Logan, przeczesując dłonią, już i tak zmierzwione włosy.
- Nie zbyt.
- Jesteś cała mokra - podszedł do dużej komody i wyjął z niej niebieski T-Shirt. - Proszę, przebierz się - uśmiechnął się szelmowsko.
Dziewczyna drżąc z zimna, bijącego od przemoczonych ubrań zdjęła bluzę i koszulkę. Stała przed chłopakiem w białym, wykończonym koronką staniku, kąciki jej ust unosiły się mimowolnie do góry. Logan z niechęcią podał jej obszerny T-Shirt, który sięgał jej do połowy ud. Czuła zapach jego perfum, którymi przesiąg materiał. Zrzuciła trampki i rurki i powiesiła je na oparciu krzesła razem z koszulką i bluzą.
Chłopak przyciągnął ją do siebie i pocałował czule w usta. Wplotła palce w jego miękkie włosy.
- Dobrze cię widzieć - szepnął, sadzając ją na łóżku i okrywając jej nogi kocem.
- Uwielbiam, gdy śpiewasz - mruknęła i pocałowała go w szorstki policzek. Złożyła głowę na jego ramieniu i zaciągnęła się jego zapachem.
Posadził ją między swoimi nogami, by mogła wygodnie oprzeć się plecami o jego pierś. Jedną ręką gładził ją po głowie, a drugą kreślił zawiłe wzoru na jej boku.
- O której mam wartę? - Zapytała, przerywając ciszę.
- Chyba mamy - roześmiał się - zaczynamy o czwartej -  dziewczyna jęknęła.
Oddech chłopaka owiewał jej szyję, łaskocząc. Jego dłoń zsunęła się po jej boku do ud, gdy zaczął głaskać jej gładką skórę, po kręgosłupie dziewczyny przeszedł elektryzujący dreszcz. Z głośników wieży popłynęły delikatnie dźwięki fortepianu. Rozejrzała się po pokoju, pilot do radia spoczywał na biurku oddalony od nich o kilka metrów.
- To ty to zrobiłeś? - Skinął lekko głową. - Jak? - W jej głosie wyraźnie pobrzmiewała nuta zaskoczenia i dumy.
- Tak jakoś wyszło.
Odwróciła się w jego ramionach i zarzuciła mu ręce na szyję. Złożyła na jego ustach namiętny pocałunek, sięgnął do jej kucyka i delikatnie ściągnął z niego gumkę, rude włosy spłynęły jej na plecy, delikatnymi falami. Przeczesała je palcami, usta chłopaka zsunęły się po jej szczęce i błądziły po szyi Annabell. Zaciągnął się zapachem jej skóry, słodką mieszankę lawendowego szamponu, miętowego żelu pod prysznic i delikatnej nuty perfum Coco Chanel. Pocałowała go w skroń i schowała dłonie pod koszulką chłopaka. Czuła jak drży, gdy przesunęła palcami po jego żebrach, aż do kręgosłupa, gdzie spotkały się jej dłonie i w dół do krzyża, i znów do góry.
- O czym myślisz? - wyszeptała mu do ucha, a jej oddech drażnił jego skórę. Była dla niego jak najbardziej uzależniający narkotyk na świecie.
- O tobie - choć nie widział jej twarz, to czuł, że się uśmiecha. - O tym, że jesteś dla mnie najważniejsza, że zostałem obdarowany ogromnym szczęściem. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, Annabell. Jednocześnie boję się... - Zrobił długą pauzę, a dziewczyna miała wrażenie, że wie co powie. - Boję się, że mogłabyś odejść - ostatnie słowo z trudem przecisnęło się przez jego krtań.
Zadygotał w jej ramionach, uniosła jego podbródek i zajrzała mu głęboko w oczy. Zatonęła w niezwykłej barwie tęczówek chłopaka. Często bywała nad morzem, ale tylko raz widziała, żeby przybrało tak piękny odcień błękitu wtedy, gdy po raz pierwszy pojechała na klify z Ksantosem.
- Nigdzie się nie wybieram, Logan. Tu jest moje miejsce.
- Tu? - Zapytał, a jego brew wygięła się w łuk.
  Zaśmiała się i cmoknęła go mocno w usta.
- Tu.
Ujął delikatnie jej twarz w dłonie. Ich nosy były coraz bliżej, prawie stykali się czołami, usta dzieliły tylko centymetry. Pocałowali się delikatnie, ale po chwili pogłębili pocałunek. Chłopak wsunął palce we włosy dziewczyny i jeszcze mocniej przyciągnął ją do siebie. Jej dłonie błądziły po plecach herosa, a jego ręce delikatnie pieściły jej uda.
Ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedź, nacisnął klamkę. Annabell zeskoczyła z kolan chłopaka i pociągnęła koc pod sam nos. Logan przeczesał nerwowo swoje włosy.
- Ooo... Przepraszam! - Zza drzwi wyłoniła się roześmiana twarz Jamie'go, w brązowych oczach chłopaka tańczyły wesołe ogniki.
Rozejrzał się po pokoju, a jego uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, gdy zobaczył rozwieszone na krześle ubrania dziewczyny. Logan rzucił w przyjaciela poduszką, przed którą ten uchylił się w ostatniej chwili. Spojrzał na niego z wyrzutem i z udawaną obrazą, powiedział:
- Za co? Ja chciałem tylko pożyczyć książkę!
- Za brak manier kretynie! - warknął blondyn. - Bierz co chcesz i wynocha!
Annabell wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. Jej chłopak spojrzał na nią jak na wariatkę, ale po chwili sam się roześmiał. Brunet krztusząc się ze śmiechu, porwał z regału gruby tom i zniknął zza drzwiami, jego przyjaciel rzucił za nim:
- Następnym razem czekaj, aż pozwolę ci wejść!
Ruda popchnęła swojego chłopaka na plecy, srebrny wisiorek w kształcie konia, łaskotał go w nos. Obrócił go w palcach i przekręcił błyskotkę na kark dziewczyny. Nachyliła się i jej usta zawisły kilka centymetrów nad jego wargami. Zamknął oczy czekając na słodki dotyk jej skóry, który nie nadszedł. Uchylił jedną powiekę i zobaczył szeroki uśmiech na jej twarzy. Usiadł, a Annabell zsunęła się na uda chłopaka.
- Czasem jesteś okropna, zdajesz sobie z tego sprawę? - mruknął bardzo niezadowolony, na co Annie tylko parsknęła śmiechem.
- Za to mnie kochasz...
- Owszem, choć nie tylko za to - uśmiechnął się do niej i skradł jej krótki pocałunek.
Spojrzała na zegarek, zbliżała się pora kolacji. Niechętnie wstała i wciągnęła już suche spodnie i buty. Chwyciła dół koszulki, ale chłopak złapał ją za nadgarstki.
- Zatrzymaj ją - powiedział jej do ucha i podał jej bluzę. - Do zobaczenia na kolacji - pocałował ją, gdy kucała już na parapecie.
Stanęła na gzymsie i spojrzała na niego. Deszcz moczył jej twarz, a wiatr targał rozpuszczonymi włosami.
- Logan? Kocham cię.
Kąciki jego ust uniosły się.
- Ja ciebie też, kocie.



___

11 dni pracy...
Rozdział długi, dłuższy niż zwykle. Chciałabym podziękować osobą, które były moim natchnieniem i, które mnie podbudowywały :) chapeau bas!
Czytasz = komentujesz :) 
nawet jedno słowo, bardzo motywuje :) krytyka mile widziana! :*
dziękuję za miłe komentarze pod 13. codziennie je czytałam i to także dzięki nim, możecie przeczytać "Ponownie pierwszą" :D

poprawki wprowadzone :3 mam nadzieję, że teraz jest już lepiej :)

12 komentarzy:

  1. Czo to za piosenka.? *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu dużo mówić..? Rozdział długi, romantyczny, taki jakie lubię najbardziej :D Kilka drobnych usterek, ale nie przejmuj się ;) A więc zapowiada się niecierpliwe czekanie na ciąg dalszy, tak? :( Ale dla takich rozdziałów warto czekać :* Tak.Dużo.Logannie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciesze, ze sie podoba :D
      dodalam nie sprawdzajac za bardzo, bo juz nie mialam sil, ale jak przeczytalam to tego pozalowalam xd jutro poprawie :D
      chyba tak ;* jeszcze raz dziekuje :D :*

      Usuń
    2. Tak poza tym to naprawdę dobry szablon, choć nie mogę się do niego przyzwyczaić ;) no i całkiem inaczej widzę Logana i Annabell, ale co tam :P

      Usuń
  3. Kocham Uwielbiem Ubostwiam Podziwiam i czekam na Wiecej XD XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę dłuugie i naprawdę fajne :) Co prawda parę interpunkcyjnych, ale najważniejsza jest przecież treść, w tym wypadku świetna :))

    Zapraszam też do siebie: bezgraniczniewolna.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ty to robisz? Z prostych słów tworzysz coś pięknego, oby tak dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne dziewczyno po prostu cudowne!!!!;* też chciałabym mieć taki talent<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział !!! Nie wiem co powiedzieć a u mnie to coś dziwnego ;) Czekam na ciąg dalszy i zapraszam do siebie http://asikeo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny jak zawsze :) Ostatnio zauważyłam, że pod każdym postem piszę to samo, ale musisz mi wybaczyć, ponieważ w tych sprawach nie jestem kreatywna, a wiem (na własnym doświadczeniu), że taki lepszy od niczego.
    Postaram się jednak by trochę to Ci wynagrodzić ;)
    Rozdział długi i taki jaki lubię :) Dużo Logana i Annabell <3 Błędów specjalnie nie widziałam, a nie należę do osób, które pięć razy czytają cały tekst by jakiś znaleźć ;) Piosenki trochę nadają nastroju, czego nie znajdziemy w książce :)
    Mówiłam Ci już jak kocham Twoje opisy? Chyba nie, więc piszę :) Sprawiają one, że czytelnik wszystko sobie dokładnie wyobraża, czego nie ma na wielu blogach.
    Hmmm, chciałam się rozpisać jak niektórzy, co opisują każdy szczegół, ale mało z tego wyszło ;(
    Życzę weny i mam nadzieję, że nie długo pojawi się następny rozdział :)
    Ala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz rację, że lepszy jest krótki komentarz od żadnego, dodają one skrzydeł i dzięki nim nasze blogi są coraz lepsze :)
      cieszę się, że podoba Ci się mój styl opisywania ;) staram się przekazać czytelnikom to co widzę w głowie ;) chyba się udaje :D

      rozdział powoli się tworzy, ale mam mnóstwo nauki itp. więc idzie woooolno ;c
      pozdrawiam :**

      Usuń