Dla Wszystkich moich Czytelników!
Z okazji naszej dwu-miesięcznicy :)
Budzik wyrwał Annabell z płytkiego snu. Odrzuciła miękką kołdrę i potarła twarz. Zapaliła wszystkie lampy i spojrzała na czarne niebo roztaczające się nad szkołą. Było idealnie czyste, księżyc, który zbliżał się do ostatniej kwarty, wisiał nisko nad zachodem. Dziewczyna rozczesała długie włosy i związała je w warkocz. Ubrała się w przygotowane wcześniej ubrania i poszła do łazienki umyć zęby.
Jasne światło odbijało się od kremowych kafelek, z lustra patrzyła na nią zielonooka dziewczyna, ubrana w czarny matowy kombinezon, z zamkiem biegnącym przez środek klatki piersiowej, aż po samą szyję. Ochlapała policzki lodowatą wodą i dopiero wtedy poczuła się w pełni rozbudzona. Wróciła do sypialni i otuliła się lekkim płaszczem, który miał zapewnić jej ciepło podczas czterogodzinnej warty. Sięgał jej prawie do kostek, rozcięcie sięgające prawie do bioder miało ułatwić jej jazdę konną. Przewiesiła przez ramię kołczan i łuk, ukryła w cholewie buta ostrze. Obróciła w palcach sztylet, w końcu wetknęła go za pasek.
Szła cichymi korytarzami, oświetlonymi przez słabe kinkiety, echo jej kroków odbijało się od kamiennych ścian. Wyszła na dziedziniec, od razu ogarnął ją chłód. Temperatura spadła kilka, a może nawet kilkanaście stopni poniżej zera, kałuże zamarzły i odbijały się w nich gwiazdy. Wyciągnęła z kieszeni rękawiczki i szybko je naciągnęła. Stajnia nie spała, na korytarzu paliły się światła, a konie rozbudzone przechadzały się po boksach, gdy ją zobaczyły zarżały głośno. Burza stała przy swoim stanowisku, odwróciła do niej łeb i zarżała cicho. Logan wyłonił się zza niej i uśmiechnął się ciepło do dziewczyny. Wyprowadziła Ksantosa z boksu i plastikową szczotką wyczyściła jego jedwabistą sierść. Po kilku minutach poszła po sprzed kasztana, w drzwiach minęła blondyna, który niósł siodło, czaprak i ochraniacze Burzy. Niespodziewanie nachylił się nad Annie i złożył na jej ustach krótki, acz namiętny pocałunek.
- Za co? - zapytała rozmarzonym głosem. Chłopak roześmiał się.
- Za bycie najwspanialszą osobą na świecie.
- Ale wlew - mruknęła i stłumiła ziewnięcie.
Przyciągnął ją do siebie ramieniem, upuszczając jednocześnie ochraniacze, które cicho brzdąknęły od betonową podłogę. Położyła mu dłonie na policzkach, nie pozwalając mu odsunąć się od siebie. Rozchyliła powieki i spojrzała w roześmiane oczy chłopaka. Cmoknął ją krótko w nos i delikatnie uwolnił się z jej uścisku.
Kończyła siodłać Ksantosa, gdy zauważyła, że w stajni jest ktoś jeszcze. Dwóch chłopaków brunet o ciemnych oczach i jasnowłosy heros, o włosach wpadających w miedź.
- Kto to? - Spytała szeptem Logana, który dociągał popręg Burzy.
- Chris i Adam - wskazał na bruneta. - Hej, co jest?
Nie odpowiedziała mu, tylko odwiązała Ksantosa i wyszła na dziedziniec, gdzie miała się odbyć zmiana warty. Wiatr szarpał jej płaszczem i rozwiewał długą grzywę ogiera, przejechała po niej dłonią. "Muszę ją podciąć" pomyślała, układając kasztanową grzywkę. Przerzuciła wodze przez jego łeb i wskoczyła na grzbiet konia. Usłyszała stukot kopyt na kamiennej ścieżce. Z mroku wyłonił się dwa konie, jeden z nich smukły i gniady, a drugi bardziej umięśniony, siwy. Jamie pomachał jej, na co odpowiedziała tylko delikatnym uśmiechem.
- Cześć Ann.
- Hej. Mike - skinęła głową brunetowi na gniadoszu. - I co?
- Nic ciekawego - powiedzieli równo chłopacy.
- Stado wilków kręci się wokół grani, można by się wybrać na polowanie - powiedział Mike.
- Nie jest to zły pomysł - powiedział Logan zatrzymując się koło Annabell. Burza stukała kopytem w ziemię.
Z drugiej strony nadjechała druga para, wymienili kilka uwag, ale nie zostało powiedziane zupełnie nic, co zdziwiło by dziewczynę. Chris i Adam ruszyli ścieżką na wchód, a oni ruszyli na zachód. Las był ciemny i złowrogi. Koniom jednak zdawało się to nie przeszkadzać, kłusowały spokojnie jeden obok drugiego. Ich oddechy zmieniały się w szarą parę, w której migotało nikłe światło zachodzącego księżyca. Logan przypadkowo dotknął kolanem nogi dziewczyny, drgnęła lekko.
- Co? - zapytali jednocześnie.
Dziewczyna odwróciła głowę i obserwowała las, jakby chciała w nim zobaczyć ślad obecności człowieka. Na gałęzi rozłożystej sosny przysiadła sowa i zahukała głośno. Annabell ściągnęła gwałtownie wodze konia i nadstawiła uszu. Wydawało jej się, że słyszała trzaśniecie gałązki. Czekała i znów to usłyszała. Skierowała konia w stronę skąd dochodził dźwięk i pochyliła się nisko nad jego szyją. Cwałowali miedzy drzewami, gałęzie uderzały w jej twarz raniąc ją. Logan krzyknął za nią, a po chwili Burza zrównała się z kasztanem. Po kilku minutach zatrzymała się, nie słyszała nic, ale była pewna, że ktoś tu był.
- Annabell! - wysapał. - Co ty?
- Wydawało mi się, że ktoś tu jest...
- Wracajmy na ścieżkę, nie chroni już nasz szkoła, jeśli masz rację to tym bardziej musimy wrócić.
Złapał wodze Ksantosa i pociągnął ich za Burzą. Dziewczyna wciąż oglądała się bacznie, zadrżała, gdy wiatr przyniósł złowieszczy chichot. Rozejrzała się, ale nikogo nie było.
Chłopak zacisnął mocno palce na jej przed ramieniu, spojrzała na jego owalne paznokcie wbijające się w materiał płaszcza. Powiodła wzrokiem po jego ręce, prześlizgnęła się po jego szyi i zadarła głowę, by zatonąć w niebieskich oczach Logana, w których czaiła się złość, zdziwienie, troska, mnóstwo różnych emocji, których nie potrafiła zinterpretować.
- Co ty odwalasz?
- Wydawało mi się, że coś słyszę...
Pocałował ją nagle i niespodziewanie namiętnie. Konie zarżały cicho, a Ksantos szarpnął łbem, może ze złości, a może z zazdrości, kto wie co się działo w jego głowie. Dziewczyna puściła odruchowo wodze ogiera i zarzuciła ręce na szyję chłopaka, koń odskoczył od klaczy, prychając głośno. Roześmiali się głośno, jednak szybko zmarkotnieli.
- Myślę, że Kate miała rację - powiedział Logan, gdy równym, spokojnym galopem jechali ścieżką na południe od szkoły.
- To znaczy? - Zapytała, zrównując się z Burzą.
- Jesteś z linii Apolla. Wszystkie elementy do siebie pasują i mam prawo podejrzewać, że w twojej krwi jest więcej krwi Apollina niż we wszystkich jego potomkach w naszej szkole razem wziętych - otworzyła usta, by mu przerwać, ale on dłonią, odzianą w grubą czarną rękawicę, nakazał jej milczenie - słyszysz więcej niż przeciętny człowiek. Przyznaj, że słyszałaś grzmoty w sali narad - skinęła niechętnie głową. - Nikt ich nie mógł usłyszeć, nawet ja, czułem je, ale nie słyszałem. Sadzę, że gdybym kazał ci grać na jakimkolwiek instrumencie, wyczarowałabyś z niego najcudowniejsze dźwięki.
Dziewczyna wbiła spojrzenie w łopatkę ogiera, dokładnie widziała napinające się pod jego skórą mięśnie, gdy przenosił ciężar ciała na kolejną nogę. Lewa, prawa, lewa, prawa...
Układanka powoli układała się w całość, choć ciągle brakowało kluczowego elementu. Zawsze wolała łuk od miecza, nikt nie mógł się z nią równań w strzelaniu, ani w śpiewie. Wykazywała wszystkie umiejętności potomków Apolla, ale ona była jeszcze silniejsza. Według historii jej babci, ostatnią "określoną" co do jej pochodzenia, była Marion, która abdykowała pod koniec XVIII wieku, była bezdzietna, a kolejną królową została Astoria, której pochodzenia nie można było dokładnie określić. Jak to ujęła Violet była elementem łączącym.
- Na pierwszy rzut oka pasuje, ale żebym mogła być z linii Apolla moja matka, babka i prababka musiałby wykazywać te umiejętności, czyż nie? W końcu każda z nich była heroską - chłopak otworzył usta, by coś wtrącić, ale Annabell nie pozwoliła mu nawet zacząć. - Nie mogłyby zostać królowymi Amazonek, jeżeliby nie były heroskami.
- W takim razie pozostaje tylko jedno rozwiązanie - powiedział Logan.
- Nie, to nie możliwe - szepnęła.
- To, że coś się nie zdarzyło od kilkuset lat to nie oznacza, że to nie możliwe Annabell.
- Przecież wiesz dobrze, że olimpijczycy bardzo przestrzegali umowy o nie wtrącaniu się w życie śmiertelników, szczególnie oni musieli się tego trzymać.
Logan obracał w dłoniach wodze. Jakieś zwierze zaszeleściło w nagich krzakach, po chwili usłyszeli szelest pikującej sowy i pisk umierającego zwierzęcia. Annabell wzdrygnęła się lekko.
- Od złożenia ślubów minęły tysiąclecia... Myślisz, że wtrzymali? Że nie urodził się żaden pół-bóg? Szczerze wątpie - powiedział. - Dobrze wiesz, że pod tym względem są słabi.
Spojrzał na swoją dziewczynę, która lustrowała las przed nimi. Mgła unosiła się między drzewami, a niebo na wschodzie szarzało. Milczeli, rozkoszując się ciszą, która zapadła w śpiącym lesie. Annabell pierwsza ich usłyszała, miarowy stukot końskich kopyt o mokrą ziemię, głosy dwóch chłopaków. Wyłonili się zza srebrej zasłony i na ich widok zatrzymali wierzchowce.
- Wszystko w porządku? - zapytał Logan, gdy tylko zbliżyli się do herosów.
- Uważajcie na to stado wilków, o którym mówił Jamie. Są głodne i podchodzą coraz bliżej - powiedział szybko Adam.
- Ilu ich jest? - zapytała dziewczyna, gładząc szyję ogiera. Jej głos był dumny i wyniosły, idealnie pasujący do następczyni tronu.
Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem, przeczesał dłonią włosy i burknął:
- Nie wiemy, może sześć, a może szesnaście.
Dziewczyna skinęła głową, bez pożegnania ruszyli w dalszą drogę, gdy oddalili się Logan parsknął niepohamowanym śmiechem. Annabell spojrzała na niego, unosząc wysoko brwi, chłopak utkwił w oczy w jej twarzy, niebieskie oczy błyszczały w półmroku z radości.
- Z czego rżysz? - Zapytała chłodno.
- Boją się ciebie - chichotał jak szaleniec, ledwo łapiąc oddech i utrzymując się w siodle. - Oni na prawdę się ciebie boją.
Dziewczyna pacnęła go otwartą dłonią w ramię. Blondyn zakaszlał i otarł oczy, udało mu się ogarnąć. Heroska pokręciła głową, a kąciki jej ust uniosły się nieznacznie. Trąciła Ksantosa piętami, by przeszedł do galopu i wysunęła się na przód.
Dalszą drogę milczeli, zmęczenie coraz bardziej odbijało się na nich i na koniach. Burza oddychała ciężko, a jej oddech zamieniał się w srebrną parę. Boki klaczy pokryła biała piana, jednak jej uszy cały czas nasłuchiwały, czy w mroku nie czai się niebezpieczeństwo, bystre oczy obserwowały las, w mięśniach było jeszcze wystarczająco dużo energii, by zerwać się do cwału i rzucić się do walki.
Była dla niego stworzona tak, jak on dla niej.
Pierwsze promienie wyłoniły się zza horyzontu kilka minut po siódmej. Włosy Annabell zdawały się płonąć w ich ciepłym blasku, mgła powoli stawała się coraz rzadsza, tak jak rosnące wokół drzewa. Mogli sobie pozwolić, by znów jechać obok siebie, teren był prawie idealnie płaski, więc konie ochoczo przeszły do galopu. Dziewczyna przytuliła policzek do szyi Ksantosa, by uchylić się przed nisko wiszącą gałęzią świerku, jednak jego ostre igły podrapały jej odsłonięty kark.
Ogromna łąka ciągnęła się aż do szkoły, która majaczyła skąpana w czerwonych promieniach słońca. Annabell zatrzymała swojego konia i przez chwilę napawała się tym pięknym widokiem, poczuła dłoń na swoim ramieniu. Splotła palce z dłonią chłopaka i przycisnęła ją do ust, ogier szarpnął łbem. Dziewczyna nachyliła się nad jego szyją i szepnęła do ucha kasztana:
- Zazdrośnik - cmoknęła go w grzywę i ruszyli stępem w kierunku szkoły.
W stajni pojawili się jako pierwsi, stajenni z pomocą czterech pierwszoroczniaków, rozsiodłali konie i je osuszyli. Annabell pogłaskała swojego konia i ruszyła za Loganem do jadalni. Chłopak objął ją w talii, a ona położyła rękę na jego pasie. Na śniadaniu nie rozmawiali wiele, jedli w ciszy, zbyt zmęczeni, by rozmawiać. Dziewczynę interesowało tylko, że kawa była kawą i, że to co jadła było ciepłe, reszta była nie ważna.
Weszła do swojej sypialni i zrzuciła ubrania, w samej bieliźnie wpełzła pod kołdrę i od razu zapadła w sen, pełen potworów, krwi, walczących Amazonek I herosów.
Obudziło ją mocne potrząsanie za ramię, niechętnie uchyliła powieki, ale natychmiast je zamknęła odcinając się od jasnego światła zalewającego pokój. Jęknęła głośno i przekręciła się na brzuch wtulając twarz w pachnącą lawendą poduszkę. Ten, kto próbował ją obudzić, nie odpuścił.
- Annabell, kurde wstawaj! - Usłyszała zniecierpliwiony głos Logana.
Uśmiechnęła się lekko i uniosła na łokciach, kołdra zsunęła się jej z ramion i opadła na biodra, chłopak spojrzał na nią z wysoko uniesionymi brwiami, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Usiadła i odruchowo podciągnęła kołdrę po szyję, z ust chłopaka zniknął uśmiech.
- Mógłbyś mi wyjaśnić, co robisz u mnie w pokoju i wyrywasz mnie z cudownego snu? - Próbowała wzbudzić w nim poczucie winy, choć w duchu dziękowała mu za przerwanie koszmaru.
- Może dlatego, że za półgodziny jest obiad?
Przetarła oczy i strzeliła kosteczkami w palcach. Chłopak opadł ciężko na fotel, na którym leżały ubrania, w których była na warcie. Dziewczyna sięgnęła po telefon i stwierdziła, że chłopak ma rację, było wpół do dwunastej, a ona przespała cały dzień. Blondyn nie wyglądał jakby spał cały ten czas, był po prysznicu, notabene w czarnych jeansach, T-Shircie i trampkach wyglądał jak młody bóg. Jej własny osobisty bóg. Ciemne cienie pod oczami odcinały się jednak od jasnej skóry chłopaka.
- Mógłbyś?
- Ale co? - Annabell przewróciła oczami i wskazała mu, żeby się odwrócił, mimo wszystko nie chciała by oglądał ją w samej bieliźnie.
Logan zachichotał, ale jak przystało na dżentelmena odwrócił wzrok. Wstała i złapała pierwszą rzecz jaka wpadła w jej ręce, czym okazały się być czarne dresowe spodnie, wciągnęła je szybko i wsunęła ramiona w rękawy szarej bluzy.
- Już? - usłyszała baryton za swoimi plecami.
- Mhm.
Niemal natychmiast poczuła jego dłonie obejmujące ją w talii i jego usta na odsłoniętej szyi, pogłaskała go po umięśnionych przedramionach. Pokrywały je niewielkie blizny, pamiątki po stoczonych walkach. Oparła się o jego tors i pocałowała go w policzek.
- Poczekasz tu, a ja pójdę wziąć prysznic?
- Wolałbym iść z tobą.
- Logan! - Pisnęła, roześmiała się i cmoknęła go krótko w usta.
Wzięła świeże ubrania i zniknęła w łazience. Wskoczyła pod prysznic i pobiła swój własny rekord w jego długości. Jedną ręką myła zęby, a drugą czesała długie włosy. Jej cera nie potrzebowała pudru, więc tylko wklepała ogórkowy krem i nałożyła odrobinę tuszu, na swoje długie rzęsy. Ubrała się w szare rurki i czarną koszulę, którą zapięła pod samą szyję i związała włosy w kucyk.
- Gdyby ktoś cię nie znał, powiedziałby, że jesteś całkiem grzeczną dziewczynką - Logan siedział przy jej biurku i przeglądał jej szkicownik.
Wyjęła mu go z dłoni i włożyła do szuflady w komodzie. Oparła się o nią i przechyliła lekko głowę.
- A co nie jest tak?
Chłopak pokręcił energicznie głową. Prychnęła, jak urażona kotka i zaczęła ścielić łóżko, cały czas czuła na sobie jego wzrok. Palił jej skórę jak gorące żelazo. Odsunęła z twarzy luźny kosmyk i usiadła w fotelu, by móc ubrać znoszone conversy.
- Jeżeli Kroger dzisiaj wróci, musimy do niego iść - powiedziała stanowczo.
Chłopak upuścił długopis, którym się bawił, przedmiot uderzył w blat biurka i potoczył się po nim, by w końcu spaść na drewnianą podłogę. Blondyn wypuścić ze świstem powietrze, dziewczyna spojrzała na niego.
- Nie wraca dzisiaj prawda?
- Według Amandy ma wrócić dopiero we wtorek.
Dziewczyna przeklęła pod nosem, dwa dni czekania, kiedy to Ian deptał jej po piętach. Musi zniszczyć wszystkie dowody, każdy list od matki, nieudany raport, wszystko musi spłonąć. Nie może zostać nic, bo mogłoby ją wskazać jako zdrajczynie. Ale co wtedy pokaże Krogerowi jako dowód? Nie chciała w to wciągać Logana, mógłby wtedy zostać oskarżony o zdradę, ponieważ nie ujawnił kluczowych dla szkoły spraw. Z bezsilności ukryła twarz w dłoniach.
Mogła jeszcze skłamać.
Pozostawić sfingowany list, w którym Amazonki informują ją o przygotowaniach do ataku na szkołę, który odbędzie się 31 grudnia. Żadnych informacji o tym, że to ona podała im wszystkie słabe strony herosów, szczegółowe działanie tarczy. Byłaby czysta.
Szybko jednak odrzuciła taką możliwość, jeśli już decyduje się na powiedzenie prawdy, to nie powinna się bać konsekwencji. Musi powiedzieć prawdę dla dobra Logana, dla dobra Jamie'go i wszystkich innych. To nie oni byli winni upokorzenia Amazonek, ci którzy zawinili już dawno wąchali świat spod spodu.
Nemezis.
Widziała ją raz, na koronacji swojej matki, gdy miała pięć lat, jednak nigdy tego nie zapomniała. Na pierwszy rzut oka wyglądała zwyczajnie, lecz biła od niej ogromna nienawiść, która pochłaniała każdego kto był blisko. Chciała dotknąć jej zwiewnej sukni, ale gdy tylko się zbliżyła miała ochotę gryść, kopać i rozrywać na strzępy każdego herosa jaki by się nawinął. Na szczęście jedna z jej ciotek ją odciągnęła, gdy odchodziły zobaczyła w idealnie czarnych oczach bogini złość, może już wtedy wiedziała, że Annabell nie będzie jej wierna, jak inne Amazonki? Może przeczuwała, że ta mała rudowłosa dziewczynka przysporzy jej później tak wielu problemów? Na te pytania Annie nie znała odpowiedzi.
- O czym myślisz? - Zapytał Logan, klękając przed nią.
Położyła mu dłoń na policzku, przytulił twarz do jej delikatnej skóry. Nachyliła się i pocałowała go w czoło.
- O niczym ważnym - skłamała.
Ujął jej twarz i złożył na jej ustach delikatny pocałunek, który z każdym kolejnym uderzeniem serca stawał się coraz bardziej namiętny. Wplotła palce w jego miękkie włosy i przylgnęła ciałem do jego klatki. Wstał, podtrzymując ją za uda, oparł dziewczynę o ścianę i rozpiął do połowy jej guziki. Wargi chłopaka całowały smukła szyję Annabell. Przyciągnęła jego usta do swoich i wlała w ich pocałunek wszystkie emocje, które się w niej kłębiły. Chłopak jęknął i włożył dłonie pod czarną koszulę dziewczyny.
- Nie chce, ale muszę - szepnął między pocałunkami.
Annabell wiedziała o czym mówił, ale jeszcze jedna chwila i ich pocałunki przerodziłyby się w coś jeszcze bardziej namiętnego. Stanęła niepewnie na drżących nogach i spojrzała w swoje odbicie w lustrze. Powyżej obojczyka, od jej jasnej skóry odcinała się duża malinka, zarumieniła się lekko.
- Powiedz mi, jak to jest, że twoich malinek nigdy nie widać, a moje są zawsze w takich miejscach, że trudno je ukryć?
- Ponieważ wszyscy wiedzą, że jestem twój i nikt tego nie podważa, ale wiele osób chętnie podważyłoby fakt, że jesteś moja - uśmiechnął się do niej szelmowsko.
- Więc to - wskazała na ślad - to tak jakby twój podpis?
- W rzeczy samej, kochanie.
Westchnęła i zapięła koszulę pod samą szyję.
- Nie lepiej by było zawiesić mi coś na szyi, albo założyć na palec?
- Cierpliwości - puścił do niej oczko i otworzył przed nią drzwi.
Resztę dnia spędziła, można by rzec, przyjemnie, miała trening szermierczy, na którym udowodniła, że nikt oprócz Logana nie może się z nią równać, jednak cały czas jej myśli uciekały do ukrytych pod podwójnych dnem szuflady dokumentów. Zaraz po kolacji miała wartę, tym razem z Jamie'm, więc nie mogła iść się ich pozbyć. Czterogodzinna droga z brunetem okazała się całkiem przyjemna, chłopak zabawiał ją dowcipami, które z każdą minutą robiły się coraz bardziej dwuznaczne. Kilkakrotnie sprowadzała go do pionu, delikatnym kuksańcem pod żebra. Przed północą minęła się z Loganem i musnęła krótko jego usta. Oporządziła konia i pożegnawszy się wcześniej z Jamie'm pobiegła do pokoju.
Ręce jej drżały, gdy wsuwała klucz do dziurki. Przekręciła o pół obrotu, zamek był otwarty. Ściągnęła brwi, doskonale pamiętała jak je zamykała. Ktoś musiał się włamać, ponieważ cały czas trzymała niewielki, srebrny klucz przy sobie. Wyjęła z cholewki buty sztylet i powoli nacisnęła klamkę.
Zawiasy zaskrzypiały przeciągle, zadrżała. Zapaliła światło, krzyknęła i upuściła broń, która uderzyła o panele z głuchym brzdękiem. W całym pokoju było pierze, z rozdartej poduszki i kołdry. Kartki z jej zeszytów i szkicowników były powyrywane i byle jak rzucone na panele. Ktoś opróżnił jej szuflady i szafę. Koszulki, koszule, trzy sukienki, spodnie, brydżesy, kilka par butów i bielizna zostały rzucone na jedną kupkę na środku pomieszczenia. Przeskoczyła przez nią i podważyła dno w ostatniej szufladzie.
- Błagam, błagam, błagam - szeptała.
Nie mogła unieść deski, która kilkakrotnie wyślizgnęła się z jej drżących palców, kiedy w końcu udało jej się ją unieść, gorące łzy wypełniły jej oczy.
Wszystko.
Listy od matki.
Nieudane raporty, które nigdy nie miały zostać wysłane.
Notatki, które od razu świadczyły o tym, że jest szpiegiem.
Wszystko zniknęło.
Zerwała się na równe nogi i ukryła twarz w dłoniach probując się uspokoić. Musiała coś zrobić, jeżeli teraz by wyruszyła miała szansę dogonić Logana i zawrócić go. Tylko on mógł jej teraz pomóc. Idąc pustymi korytarzami, starała się zachować spokój. Próbowała nawet przywołać na twarz uśmiech, ale nic z tego nie wychodziło.
Zza zakrętu wyłoniły się cztery potężne postacie. Uniosła wyżej brodę i z gracją miała zamiar ich wyminąć, lecz gdy mijała jednego z nich poczuła żelazny uścisk zaciskający się na jej ramieniu. Silne palce wbijały się jej w mięśnie, sprawiając ból, syknęła.
- O co chodzi?! Puszczaj! -Warknęła i spróbowała wyrwać swoją rękę z jego stalowej dłoni.
- Zamknij się - rzucił najwyższy z nich i Annabell rozpoznała w nim głos jedno z chłopaków, którzy ćwiczyli z nią szermierkę, chyba miał na imię Alec.
Pociągnął ją w stronę schodów, ale dziewczyna nie miała zamiaru się tak łatwo poddawać. Udała, że się potknęła i, gdy Ale nachylił się, by ją poderwać, wykorzystała jego ramię jak dźwignię i wyskoczyła w górę, kopiąc go w nos. Szkarłatna posoka trysnęła z jego twarzy ochlapując jego kolegów. Ten, który się pierwszy otrząsnął, rzucił się za nią i chciał ją złapać w pół, ale ona uskoczyła w bok, wykonując akrobatyczny półobrót. Heros upadł na podłogę z głośnym hukiem.
- Michael, na co czekasz?! - Wydarł się Alec tamując gęstą krew, która ciągle wypływała z jego nosa.
Czarnowłosy chłopak warknął groźnie i wymierzył cios w głowę, w ostatniej chwili się uchyliła jednocześnie próbując uderzyć go w odsłonięty brzuch. Jednak ktoś złapał ją za jedną ręką, a drugi wykręcił jej ramię do tyłu. Krzyknęła z bólu i upadła na kolana, Alec wymierzył jej siarczysty policzek. Gorąca skóra piekła niemiłosiernie, łzy napełniły jej oczy, starała się je powstrzymać, nie chciała im pokazać, że cierpi.
- Co nasza mała heroska już nie jest taka do przodu? - Alec przykucnął przed nią, w nikłym świetle księżyca jego kasztanowe włosy zdawały się być srebrne. - Nie ma koło ciebie twojego kochasia, który by cię obronił? Lepiej bądź grzeczna, bo jego status już niedługo może nic nie znaczyć, a jego ładna buźka już nie będzie taka piękna - warknęła na niego groźnie, ale jeden z osiłków wepchnął jej knebel do ust. Drugi pętał jej nadgarstki ostrym sznurem, który ranił jej skórę. - Michael, Jack zaprowadźcie naszą kochaną gwiazdeczkę do Ian'a. Zack ty pomożesz mi znaleźć jej chłoptasia.
Annabell chciała się wyrwać, ale gdy tylko pociągnęła ręką, szur przeorał jej skórę. Czuła jak gorąca krew spływa po jej skórze i kapie na kamienną podłogę. Popchnęli ją brutalnie tak, że upadła na kolana. Poderwali ją z ziemi, jeden z nich wymierzył jej kopniaka w brzuch. Chciała krzyknąć, ale knebel blokował jej usta. Chcieli ją skatować? Pozwoliła się ciągnąc ciemnym korytarzem i sprowadzić po schodach, policzek piekł ją, a ból w brzuchu utrudniał oddychanie.
Przeszli przez kilka korytarz, aż doszli do gabinetu Jeremiasza Moore'a. Dziewczyna zadrżała, był wice-dyrektorem i jedyną osobą (oprócz Ian'a i jego kolegów), która nie lubiła Annabell, ba! Dziewczyna podejrzewała, że darzy ją nienawiścią. Mężczyzna zmierzył ją lodowatymi stalowymi oczami, na dłużej zatrzymując się na policzku, mogłaby przysiąc, że się uśmiechnął. Na przeciw niego, bokiem do dziewczyny siedział Ian, jego ciemne włosy były jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle. Zaciskał dłonie w pięści i mierzył ją wściekłym wzrokiem. Na skinięcie mężczyzny o jasno-brązowych oczach, Jack wyjął jej knebel z ust.
- Jesteś z siebie zadowolony? - warknęła, a Michael wymierzył jej kopnięcie w plecy.
Upadła na twarz, boleśnie tłukąc sobie policzek. Chcąc zamortyzować upadek, szarpnęła ręką, a sznur bił się w jej delikatny nadgarstek. Krzyknęła z bólu.
- Nie, nie, nie. Pytanie brzmi czy ty jesteś z siebie zadowolona - mężczyzna wstał, obszedł biurko, przykucnął przy niej i nachylił się nad nią. - Jesteś zadowolona, że nas sprzedałaś swoim parszywym krewniaczką?! - krzyknął.
Łzy wypełniły jej oczy. Wlepiła spojrzenie w nierówną fakturę podłogi. Gorąca łza spłynęła po opuchniętym policzku. Krew sączyła się z ran na nadgarstkach. Jack i Michael dźwignęli ją na kolana i zadarli jej głowę do góry, łapiąc za włosy. Chciała być silna, a jednocześnie chciało jej się wyć z bólu.
- Czy Logan Bower wiedział o tym? - Moore pokazał jej dokumenty zabrane z jej pokoju i rzucił je z hukiem na biurko. Zacisnęła usta w wąską linię. Oparł się o blat, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc. - Odpowiadaj, albo inaczej będziemy rozmawiać! - Zagryzła wargi.
Zatrzęsła się od stłumionego szlochu. Jeremiasz skinął głową. Jeden z trzymających ją chłopaków, kopnął ją w żebra. Coś chrupnęło, a ona wydała z siebie głuchy jęk. Zapłaciła za niego kolejnym uderzeniem w twarz.
- Chcesz mnie skatować? - zapytała bez ogródek, z kącika ust spływała jej strużka krwi. Mimo ogromnego bólu jaki odczuwała, zachowała trzeźwość umysłu i cięty język.
Zaśmiał się.
- Droga panno Perry, czy plany twoje i Amazonek były inne? Czyż nie zamierzałyście wyrżnąć nas w pień?
Zamknęła oczy, zacisnęła dłonie w pieści, nadgarstki zapiekły i krew popłynęła z nich mocniej i szybciej, z głuchym plaśnięciem jej krople spadały na ciemne panele. Próbowała wymyślić jakieś wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Logan zauważyłby jej nieobecność najwcześniej na śniadaniu, a do tego czasu nie mogła czekać. Jeżeliby milczała skatowaliby ją. Jeżeli powiedziałaby prawdę i tak by ją pobili, ponieważ nie zgadzałoby się to z tym co Moore znalazł w jej dokumentach.
Koniec końców i tak ją skatują.
Padły kolejne ciosy. Kopnięcie w brzuch, pod żebra, w kręgosłup. Uderzenia w twarz. Krzyczała głośniej z każdym padającym ciosem, ale ściany odbijały jej głos, nie pozwalając mu uciec. Starała się skupić na Loganie, na jego twarzy, głosie, zapachu włosów, czy szorstkości policzka. Otworzyła usta, by krzyknąć po kolejnym ciosie w brzuch, ale z jej gardła nie wydarł się krzyk. Pojedynczy, wysoki ton, prawie identyczny do tego, który rozdzielił Logana i Jamie'go uderzył w oprychów. Przyciskając dłonie do uszu, upadli na kolana, próbując odgrodzić się od bolesnego dźwięku. Elegancie wazy z białej porcelany pospadały z gabloty i roztrzaskały się o podłogę, ich odłamki rozprysnęły się po pokoju. Okno otworzyło się z hukiem, wpuszczając do środka wiatr i deszcz.
Rozluźniła mięśnie i pozwoliła swoim łzą płynąć po policzkach. W każdej komórce ciała czuła ból, a najbardziej jednak bolała ją klatka piersiowa. Ostatnią jasną myślą było to, że prawdopodobnie połamali jej żebra może dwa, a może trzy. Mężczyźni podnieśli się w końcu i odsunęli od niej. Szeptali gorączkowo, słyszała każde ich słowo, ale nie rozumiała z nich poza pojedynczymi słowami.
- Heroska... Bardzo potężna. Może Apollo?
Skulona na podłodze czekała, ale na co? Na ratunek? Na śmierć? Powieki ciążyły jej coraz bardziej. Przez oczami pojawiały się kolorowe plamki, na przemian z czarnymi plamami. Czas stracił dla niej wartość, sekundy trwały godziny, a minuty sekundy. Wszystko przyspieszało, by zaraz zwolnić i znów zatracić się w szalonym biegu. W obolałej głowie słyszała mnóstwo głosów. Chciała się od nich odgrodzić, ale nie potrafiła.
Gdzieś na granicy świadomości i snu, usłyszała ciche kroki. Ktoś biegł. Uchyliła szerzej powieki, ale widziała tylko na lewe oko, cały prawy policzek miała spuchnięty. Moore i Ian też je usłyszeli, zamilkli i czekali, gdzie się zatrzymają.
Logan z hukiem otworzył drzwi. Jego blond włosy były mokre od śniegu i deszczu, policzki zarumienione. Spojrzał na czwórkę herosów i dopiero po chwili zauważył Annabell. Upadł przy niej i rozciął sznury krępujące jej nadgarstki. Dziewczyna jęknęła z ulgi, gdy mięśnie ramion mogły się wreszcie rozluźnić. Przeturlała się na plecy i spojrzała na ręce, skóra była porozdzierana i płynęła z niej obwicie krew. Blondyn odciął fragment swojego płaszcza i obwiązał nim rany.
- Moore! - ryknął, gdy upewnił się, że więcej jej teraz nie pomoże. Jego oczy były czarne ze złości. - Ty bestio!
Michael rzucił się na niego, ale gdy tylko dotknął palcem jego skóry, przeskoczyła iskra i upadł rażony prądem na ziemię. Jack i Ian odsunęli się do tyłu, Jeremiasz stał nie wzruszony pokazem siły herosa. Wyprostował się bardziej i uniósł wyżej brodę, patrzyli sobie prosto w oczy, oboje byli tego samego wzrostu.
- Nikt nie dał ci prawa do katowania tej dziewczyny - warknął. - Nikt!
- Czy wiesz czego ona się dopuściła? Gdybyśmy...
- Ale nie jesteśmy. O jej winie i karze, może decydować tylko sąd. Nikt inny, a tym bardziej nie taki szczur jak ty! - Moore warknął głośno i zacisnął mocno zęby. - Tknij jeszcze kogokolwiek, a przysięgam, że wypruję z ciebie flaki.
Na progu stanęła Amanda Smith w różowym puchowym szlafroku i dresie. Jej brązowe loki były w dużym nieładzie. Za nią stał Jamie, który zasłonił dłonią usta. Nauczycielka spojrzała z obrzydzeniem na Moore'a i na stojących za nim chłopaków.
- Wszyscy odpowiecie za to! - krzyknęła. - Logan weź ją do szpitala, Jamie zamknij ich tu i ustaw ochronę przed tym pokojem.
- Nie masz takiej władzy Amando!
- Tak samo jak ty! Jak tylko Hans wróci, policzy się z tobą!
Ostatnie co zapamiętała Annabell to to, że jej ciało stało się dziwnie lekkie, zakręciło się jej w głowie, usłyszała aksamitny, baryton Logana i zapadła się w ciemność.
Na samym początku chciałabym po raz enty podziękować Alice za wspaniały szablon :*
Udało mi się napisać całkiem długi rozdział, w całkiem nie długi okres czasu. Jestem z siebie całkiem zadowolona, a Wy? Jakie są Wasze odczucia :)
Dziękuję Wam, za komentarze i ponad 6100 wejść:)
Chciałam napisać rozdział jako prezent dla Was na 29 listopada, ale się nie udało... Za to dodałam nową playlistę. Cześć utworów się ostała, a cześć nie, no cóż moje upodobania się zmieniają.
A co do szablonu to wiem, że wielu z Was nie tak sobie wyobraża bohaterów, zresztą ja też nie :) Ale Jamie C. Bower i to cudowna ruda osóbka są najlepszym co choć trochę odzwierciedlałoby moje wyobrażenie o tych postaciach :)
Czytasz = komentujesz!
Bogowie, te tortury były straszne! Rozdział mi się strasznie podobał, ale był też straszny. Nie moge się doczekać kontynuacji ^^ Gdzie ty się nauczyłaś tak pisać?!
OdpowiedzUsuńNa moim blogu believe-in-greek-gods.blogspot.com nowy rozdział (sorry za spam) :)
EDB pcha ludzi do strasznych czynów :))
Usuńnie wiem, piszę prosto z serca :D
świetny rozdział playlista też a szczególnie mustang z dzikiej doliny!
OdpowiedzUsuńKocham ! Kocham ! Kocham ! i czekam na więcej XD XD XD
OdpowiedzUsuńSuper !!!! Super !!!! Super !!!! Czekam na wiecej ;D
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam do siebie i licze na komentarz http://asikeo.blogspot.com/
Świetny! po prostu świetny!!!!! Kiedy następny rozdział? nie umiem się doczekać! <3 Twój blog jest chyba najlepszy z wszystkich, które czytałam;***
OdpowiedzUsuńHmm tak jak Ci powiedziałem, piszesz cudownie chociaż już zacierałem rączki na pikantną scenkę bo widać ze wisi ona w powietrzu c: Tortury były nieco zbyt ostre albo jestem zbyt wrażliwy ogółem pokłony dla Ciebie pisz dalej :);**
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie ! Już kiedyś Ci to mówiłam i powtórzę to jeszcze raz: To co piszesz to nie tekst, to magia, która krąży wokół nas. :) Po prostu, gdy to czytałam to w myślach wszystkie wydarzenia mi się układały i tworzyły. Gdybym ja pisała te tortury, byłyby takie same. Bardzo mi się podoba to co piszesz. W przyszłości mam nadzieję kupić Twoją książkę. Na samym początku była akcja, chwila niepewności... no po prostu CUDO ! Gdy to przeczytałam do mojej głowy wkradło się mnóstwo pomysłów, które mam nadzieję wykorzystać na swoim blogu. Jeszcze raz powtórzę, komach to co piszesz, bo to nie tekst tylko magia, historie, fantastyka, romans, niepewność.... Mogłabym tak dalej pisać opinię i wymieniać, ale napisałam w ogromnym skrócie :) Pisz dalej i życzę przeogromnej weny i dalszych pomysłów :) Pozdrawiam ciepło !
OdpowiedzUsuń