niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 16. Każde równanie potrzebuje sprawdzenia

 Logan niósł na rękach Annabell i z trudem powstrzymywał łzy. Jej delikatną skórę szpeciły zadrapania i siniaki, prawe oko prawie całkowicie zniknęło pod opuchlizną. Z poharatanych nadgarstków płynęła krew. Zemdlała, a jej głowa kiwała się w rytm jego kroków. Jamie patrzył na dziewczynę ze zbolałą miną, blondyn podchwycił jego spojrzenie. Amanda Smith pchnęła drzwi do szpitala, które uderzyły o ściany. Zapaliła jasne żarówki i wskazała im najbliższe łóżko. - Kerr, podaj tamtą torbę - warknęła nadal wściekła. Logan delikatnie położył Annie na białej pościeli. Lekarka odepchnęła go na bok i rozpięła jej kombinezon. Syknęła, gdy odchyliła jego poły, chłopak spojrzał jej przez ramię, żołądek zwinął mu się w pieść i opadł na dno jamy brzusznej. Cały prawy bok dziewczyny był fioletowy, plama rozlewała się od pachy, aż po biodro i prawie do mostka. Jamie postawił torbę na taborecie i spojrzał na obite ciało. - O bogowie - szepnął. - Rozbierz ją - rzuciła szybko Amanda. - A ty Kerr masz zadanie. Idź! Szybkimi ruchami wyswobodziła rękę Annabell z rękawa, oczyściła ranę fioletowym płynem i założyła opatrunek. Obeszła łóżko i to samo zrobiła z drugim nadgarstkiem, w tym czasie chłopak zdjął z heroski czarny kombinezon. Nogi i brzuch dziewczyny pokrywały większe i mniejsze siniaki. Kobieta delikatnymi ruchami palców, szukała złamań, jednocześnie wklepując maść zmniejszającą opuchliznę, która od razu się zmniejszała. Wyjęła z torby niewielki ekran i nacelowała go na żebra dziewczyny. Logan stanął za jej plecami i spojrzał na obraz. - Dwa złamane - mruknął. - Na szczęście bez przemieszczeń. Niewielka dawka ambrozji jej pomoże. Wyjęła z kieszonki torby ampułkę wypełnioną złotym płynem i napełniła nim strzykawkę. Popukała palcami w łokieć dziewczyny, ale żyły nie pojawiły się. Logan zacisnął opaskę uciskową. Brunetka wbiła wprawnym ruchem igłę i wcisnęła tłok. Kilkadziesiąt minut smarowała i opatrywała mniejsze rany, gdy skończyła twarz dziewczyny wróciła do normalnego kształtu i koloru. Przenieśli ją na łóżko przy dużym oknie wychodzącym na południe i nakryli ciepłą puchową kołdrą. Amanda spojrzała na swoją podopieczną i uśmiechnęła się pod nosem. - Miała dużo szczęścia - powiedziała. - Oprócz żeber nie ma nic złamane, ale do rana powinny się zrosnąć. Nie ucierpiały żadne narządy i nie stało się nic czego nie potrafiłabym wyleczyć. Logan uścisnął jej ramię. - Jestem pani na prawdę wdzięczny. - Martwi mnie jednak to, dlaczego do tego doszło - przerwała mu - gdy tylko Hans wróci będziecie musieli z nim porozmawiać. Zaraz do niego zadzwonię i może uda mu się skrócić swój pobyt. - Gdzie teraz znajduje się Moore? - zapytał chłopak przeczesując włosy. - Jamie zaprowadził ich do lochów - mruknęła. - Pewnie wziął Marka i Alana i szukają Zack'a - zamknęła torbę i oparła się o swoje biurko. - A to gnojek. Nie miał prawa ruszyć ucznia, a jeszcze zmusił do tego innych. Logan przełknął nerwowo ślinę. Najpóźniej rano znajdą w gabinecie wice-dyrektora dokumenty z pokoju Annabell i wtedy zacznie się piekło. Już nie mogła uniknąć rozprawy, on też nie. Poczuł, że Amanda klepie go po ramieniu. - Weź prysznic i jeśli chcesz wróć do niej. Jak na razie będę w pogotowiu, nie musisz się bać - uścisnęła go, a w jej brązowych oczach kryło się ciepło. Uśmiechnął się krzywo i nachylił się nad swoją dziewczyną, musnął jej czoło wargami i szepnął: - Zaraz wracam. Wybiegł ze szpitala i pobiegł do siebie do pokoju, cały czas musiał się pilnować, by nie zboczyć z drogi i nie zatłuc Moore'a i pozostałych. Wpadł pod prysznic i zmył z siebie pot, kurz i uczucie strachu. Pomarańcze przypominały mu wspaniałe chwile spędzone z Annabell, jej śmiech, gdy sok z cytrusa trysnął mu na koszulkę, gdy zajadali się nimi, siedząc na dachu. Dziękował bogom za to, że ją chronili. Ubrał się w swój ulubiony zestaw ciuchów jeansy i T-Shirt, oczywiście czarne. Ręcznikiem zebrał wodę z włosów i przeczesał je palcami. Wciągnął czarne trampki i wbił dłonie w kieszenie. Nocą temperatura nawet w szkole spadła o kilka stopni. Przeciągi hulały po pustych korytarzach, gwiżdżąc w szczelinach. Zbiegając po schodach, znów musiał się pilnować, by nie zboczyć z drogi i nie zejść do lochów. Amanda zaciskała palce na kubku, intensywny zapach goździków rozchodził się po pomieszczeniu. Jej brązowe włosy opadały na ramiona, okryte szarym swetrem sięgającym prawie do kolan. Stanął obok niej i spojrzał na spokojną twarz Annabell. Prawa część jej twarzy nadal była sina, ale opuchlizna prawie zeszła. W zagłębieniu łokcia miała podłączoną kroplówkę, przezroczystą rurką spływała powoli srebrzysta ciecz. Pierś dziewczyny unosiła się miarowo w rytm jej spokojnego oddechu. - Jak tak dalej pójdzie, to będzie najszybciej zdrowiejącą pacjentką jaką gościł ten szpital - powiedziała lekarka. - Zrobiłam ci kawę. Chłopak wziął ze stolika kubek i pociągnął spory łyk. Gorący napój rozgrzał jego ciało i od razu je pobudził. - To chyba dobrze? - cały czas nie spuszczał wzroku ze swojej dziewczyny. - To oznaka tego, że jest potężnej krwi. Logan zesztywniał. Smith krążyła bardzo blisko koło tematów, o których nie powinna wiedzieć, a przynajmniej nie powinna o nich wiedzieć w tym momencie. Zegar wiszący na ścianie wybił drugą w nocy. Dwa potężne uderzenia poniosły się echem po szkole. Księżyc cienki jak francuski rogalik wyłonił się zza chmury, a jego promienie padły na postacie zgromadzone przy łóżku Annabell, której włosy lśniły w jego świetle rozsypane na białej poduszce. Jasne włosy herosa zdawały się być całkiem srebrne. - Jak chcesz to możesz z nią zostać, ale jeśli chcesz wrócić do siebie to nie ma sprawy, będę się nią opiekować - powiedziała Amanda i dopiła herbatę. - Zostanę - powiedział hardo Logan. Lekarka uścisnęła ramię chłopaka i zniknęła w swoim pokoju. Przez chwilę słyszał jak się po nim krząta, zanim położyła się spać. Blondyn odgarnął blond włosy za uszy i oparł się o barierkę łóżka, chłodny metal ziębił jego skórę, zaciskał dłonie tak mocno, że pobielały mu knykcie. Czuł się winny za to co się z nią stało, gdyby bardziej słuchał jej obaw i wziąłby wartę razem z nią i pilnował cały czas to nie leżałaby w szpitalnym łóżku podłączona do kroplówki. Z jednej strony jego świadomość krzyczała, że to jego wina, a z drugiej, cichszy i bardziej subtelny głos szeptał, że nie mógł być z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie pozwoliłaby mu na to. Annabell drgnęła przez sen, jego mięśnie się napięły w oczekiwaniu, że może otworzy swoje oczy i spojrzy na niego tymi najpiękniejszymi na świecie zielonymi tęczówkami, ale dziewczyna nie poruszyła się więcej, spała dalej otumaniona ambrozją. Usiadł delikatnie na łóżku i ujął drobną dłoń dziewczyny. Kosteczki były poobdzierane, a nadgarstek pokrywał opatrunek. Przycisnął usta do jej skóry i zaciągnął się jej zapachem, mieszaniną lawendy, bergamotki i końskiej sierści. Pocałował każde zadrapanie, każdą rankę i każdy siniak pokrywający jej ramię, obojczyki, szyję, twarz. W każdy pocałunek wkładał całego siebie, przeprosiny, swoją bezgraniczną miłość do tej dziewczyny. - Nie wiem co bym zrobił, gdybym cie stracił - szepnął drżącym głosem, przyciskając delikatną dłoń do swojego szorstkiego policzka. - Nie mogę bez ciebie żyć, nie masz pojęcia jak bardzo cię kocham - łzy wypełniły jego niebieskie oczy i zalśniły w świetle nocy. - Jesteś dla mnie wszystkim, tlenem, słońcem, wodą, wszystkim - powtórzył i pocałował jej palce. Po policzku chłopaka potoczyła się samotna łza. Usiadł na niskim stołku i oparł głowę o materac, cały czas ściskając jej palce. Nie wiedział ile minęło czasu, czy minuta, czy może dziesięć, czy kilka godzin, ale w końcu zasnął. Morfeusz objął go i wprowadził świat sennych marzeń, po raz pierwszy od kilku tygodni wolnych od koszmarów. Śnił o Annabell, o jej uśmiechu, o jej dotyku, pocałunkach, ciętym języku. Kąciki ust chłopaka uniosły się, a w policzkach zrobiły się słodkie dołeczki.
Księżyc spojrzał na nich ostatni raz i zniknął za czubkami kiwających się na wietrze drzew.

Annabell otworzyła oczy, przez okno sączyło się delikatnie światło. Deszcz uderzał o szyby i spływał po nich jak łzy. Przechyliła głowę i spojrzała na Logana śpiącego z twarzą przytuloną do jej dłoni. Uśmiechnęła się, powoli wracały do niej wspomnienia wczorajszej nocy... Uratował ją, ale sam wplątał się w to całe bagno. Próbowała usiąść, ale ból przeszył jej prawy bok, syknęła i ciężko opadła na poduszki. Blondyn uniósł głowę i przetarł twarz dłoniami. Spojrzał na nią i uśmiechnął się szeroko. Pogłaskał ją po policzku, jakby była z delikatnej porcelany i miała się rozpaść. Zadrżała czując jego dotyk.
- Dobrze cię widzieć - wychrypiała.
Podał jej szklankę wody, wypiła ją łapczywie.
- Przepraszam - szepnął, ujmując jej rękę i całując.
- To nie była twoja wina - powiedziała cicho.
- Moja, powinienem był bardziej słuchać twoich obaw co do Ian'a.
- To nie twoja wina - powtórzyła. - Tylko moja, mogłam od razu iść do Krogera, ale ja czekałam nie wiadomo na co. Więc jeśli ktokolwiek ma ponosić winę za mój stan to tylko ja i nie śmiej się o to obwiniać.
Spojrzał na nią swoimi hipnotycznie niebieskimi oczami pełnymi smutku. Dotknęła jego twarzy, małej blizny nad lewym okiem, szorstkiego policzka, miękkich warg proszących się po pocałunek. Chłopak usiadł obok niej i odgarnął jej włosy z czoła. Ignorując przeszywający ból w żebrach, podniosła się i przytuliła się do umięśnionego torsu chłopaka. Otoczył ją ramionami i zatonęła w jego zapachu, mieszaninie pomarańczowego żelu pod prysznic, perfum Boss'a i samego Logana. Kochała tą mieszaninę od tego momentu, gdy pierwszy raz ją poczuła, o poranku na łące.
- Kocham cię Annabell Perry - szepnął jej do ucha. - I nie potrafię bez ciebie żyć.
Pocałowała go w usta, przelała w ten pocałunek wszystko co czuła.
- Ja też cię kocham - powiedziała, patrząc w jego niebieskie oczy. - Nie chcę bez ciebie żyć.
Uśmiechnął się i przycisnął wargi do jej czoła. Jego palce głaskały ją po nagich plecach, omijając zręcznie siniaki i zadrapania. Dotyk jego skóry był dla niej jak narkotyk, uzależniający. Uwielbiała, gdy kreślił wzory na jej skórze, to zupełnie tak jakby pisał na niej historię, ich historię. Zapisywał na niej wszystkie smutki i radości, kłótnie i rozmowy, pocałunki i spojrzenia. Wszystko co się z nimi wiązało.
Drzwi do szpitala się otworzyły i weszła przez nie Amanda niosąc naręcze rzeczy. Spojrzała na przytulającą się parę i uśmiechnęła się ciepło. Jej brązowe włosy były zaplecione w warkocz, a kobieta miała na sobie jeansowe rurki i błękitną koszulę. Położyła rzeczy w nogach łóżka dziewczyny i powiedziała:
- Przyniosłam ci piżamę, szlafrok i kosmetyczkę. Tam jest łazienka - wskazła drzwi za sobą. - Możesz z niej skorzystać, a potem przyjdź do mnie do pokoju, zjeść śniadanie. Ciebie Bower też zapraszam - powiedziała i zniknęła za drzwiami.
Annabell spuściła nogi i walcząc z zawrotami głowy dotknęła stopą chłodnej podłogi. Logan cały czas przyglądał jej się bacznie. Stanęła niepewnie, ale nogi zaraz się pod nią ugięły. Chłopak złapał ją w ostatniej chwili. Kąciki jego ust unosiły się delikatnie. Wziął ją na ręce, zabierając po drodze jej rzeczy, zaniósł ją do łazienki. Było to niewielkie pomieszczenie wyłożone zielonymi kafelkami. Jedne drzwi prowadziły do kabiny prysznicowej,a drugie do toalety. Chłopak postawił ją delikatnie na podłodze, obejmował ją ramionami w talii, a ona walczyła z zawrotami głowy i mdłościami.
- W porządku? - zapytał.
- Tak.
Wzięła ręcznik i pidżamę i weszła pod prysznic. Umyła całe ciało, starając się nie patrzeć na okropne siniaki. Zapach lawendy odprężał jej mięśnie i umysł. Krzyczące myśli cichy, pozwalając jej na chwilę wytchnienia. Osuszyła się ręcznikiem i ubrała się w czarne legginsy i szarą luźną koszulkę z dekoltem w serek. Spojrzała na swoje nadgarstki tam, gdzie otarły jej sznury były czerwone blizny.
- Ta maść od Amandy jest genialna - powiedziała do Logana siedzącego na kamiennym blacie.
Pokazała mu wnętrze nadgarstków, na twarzy chłopaka malowało się obrzydzenie. Szybko je odwróciła i wzięła się za mycie zębów. Blondyn obserwował ją kątem oka, zabrała się za czesanie włosów, ale gdy sięgnęła do tyłu jej żebra gwałtownie zaprotestowały, upuściła szczotkę, która upadła z brzdękiem na podłogę. Logan podniósł ją i delikatnymi ruchami czesał jej włosy, na koniec zaplótł je w prosty warkocz. Annabell obserwowała jego skupioną twarz, odbijającą się w lustrze, przygryzał dolną wargę, skupiając się na kolejnych splotach.
- Nie wiedziałam, że potrafisz robić warkocza - szepnęła opierając plecy i patrząc w odbicie jego niebieskich oczu.
Uśmiechnął się, objął ją mocniej w talii. Jej palce delikatnie przesunęły się po jego przedramionach. Pocałował ją w czubek głowy, zaciągając się zapachem jej włosów, lawenda.
- Mama miała kiedyś długie włosy, a mi się czasem nudziło. Teraz często czeszę Claire.
Annabell widziała w  jego oczach, że tęskni za swoją siostrą. Często o niej mówił, bardzo ją kochał. Zawsze wydawało jej się to słodkie, a teraz uświadomiła sobie, że jeśli coś pójdzie źle to on może stracić swoją ukochaną siostrę. Za wszelką cenę starała się odgonić jednak te myśli.

***

Deszcz padał cały dzień. Herosi niechętnie wychylali głowy zza drzwi, wiatr nieznośnie dął szarpiąc nagimi gałęziami drzew i wyjąc w załomach murów. Annabell obserwowała walkę żywiołów z naturą spod ciepłej kołdry. Próbowała czytać, ale nie potrafiła się wystarczająco skupić, próbowała wyliczyć dodatkowe zadania z matematyki, ale jej próby spełzły na niczym. W końcu wsunęła słuchawki do uszu i przykryła się pod sam nos. Delikatne brzmienie skrzypiec i ciepłe dźwięki fortepianu pozwoliły jej się wreszcie na czymś skupić. Starała się nauczyć na pamięć każdej frazy przeplatającej się w utworze, nie myślała o niczym innym tylko o następujących po sobie tonach.
Ktoś potrząsnął ją za ramię, niechętnie przekręciła się na drugi bok. Żebra zaprotestowały, ale nie tak gwałtownie jak rano. Amanda ubrana w szare jeansy i czarno - czerwony sweter uśmiechała się do niej ciepło. Lubiła tą kobietę, niezwykle silną i miłą. Wyjęła słuchawki z uszu i z trudem usiadła, obolały kręgosłup nie zawsze chciał z nią współpracować.
- Chciałabym obejrzeć twoje żebra - powiedziała lekarka i uniosła czarny ekran.
- Oczywiście - odpowiedziała Annabell i uniosła swoją koszulkę.
Kobieta nakierowała aparat na jej żółtą skórę i przyglądała się przez kilka sekund obrazowy. Jej twarzy wykrzywiła się w wyrazie niezwykłego zdziwienia. Rzuciła pod nosem uwagę o zepsutym sprzęcie i pobiegła do swojego gabinetu, skąd przyniosła drugi ekran.
- O bogowie! - krzyknęła, prawie upuszczając urządzenie.
- Coś nie tak panno Smith? - Annabell spojrzała na nią, a jej serce przyspieszyło i obijało się o jej obolałe kości.
- Twoje żebra są zrośnięte - mruknęła, cały czas patrząc się wielkimi oczami na ekran.
- To chyba dobrze...
- Tak, ale nie spodziewałam się tego tak szybko. Ambrozja leczy złamania w przeciągu trzech, czasem siedmiu dni zależy to od tego jak potężna jest krew herosa, ale nie całe dwadzieścia cztery godziny! - Przeniosła swoje spojrzenie na bladą twarz dziewczyny.
Annabell spuściła głowę, kurtyna rudych włosów opadła jej na twarz. Czuła na sobie palący wzrok lekarki. Kobieta wypuściła ze świstem powietrze i wybiegła ze szpitala. Dziewczyna opadła na poduszki i dotknęła swojego boku, nie czuła już tak mocnego bólu jak jeszcze kilka godzin wcześniej, bolały tak, jak bolą siniaki, nic ponad to.
Kilka minut później do szpitala wpadły trzy osoby, Amanda za nią Jamie i Logan. Na twarzy tego ostatniego malowało się przerażenie, ale gdy zobaczył, że Annie nic nie jest odetchnął z wyraźną ulgą. Jego blond włosy opadły mu na czoło, a on odgarnął je do tyłu gestem, w którym się zakochała. Mrugnął do niej, a na jego ustach zatańczył uśmiech.
- Z Annabell w porządku - zaczął Jamie. - Więc po co nas tu pani ściągnęła i to tak jakby się paliło?
- Zrosły się, połamane żebra są całe - powiedziała z prędkością strzelającego karabinu maszynowego. - Chłopacy otworzyli usta ze zdziwienia. - Nawet twoja noga Logan nie wyleczyła się szybciej niż w czterdzieści osiem godzin. Wiecie co to oznacza?
- Że jej krew jest potężniejsza niż krew herosa, uważanego za najsilniejszego od stuleci? - zapytał powoli Jamie.
- W rzeczy samej - potwierdziła Amanda.
Sięgnęła do torby i podała im skalpele, spojrzeli na nią ze zdziwieniem, ale wzięli je delikatnie. Trzeci podała także Annabell, dziewczyna popatrzyła na krótkie ostrze i obróciła je w palcach. Światło żarówek zatańczyło na jego powierzchni.
- Co mamy z tym zrobić? - spytała.
- Naciąć dłoń.
- Co?! - powiedzieli jednocześnie.
- Dalej. Tylko, żebyście zrobili to w miarę równocześnie.
Herosi popatrzyli po sobie, ale unieśli ostrza. Skinęli głowami i przycisnęli je do skóry. Annie skrzywiła się, gdy przecięła wnętrze dłoni, szkarłatna krew wypłynęła z rany i przepłynęła jej między palcami. Była gorąca i gęsta, spadała na białą pościel tworząc na niej czerwone plamy.
- Kto pierwszy przestanie krwawić niech powie - rzuciła Amanda, obserwując wskazówkę zegarka.
Mijały sekundy, które powoli zamieniały się w minuty. Posoka płynęła coraz wolniej i coraz słabiej.
- Już - szepnęła patrząc na swoją ranę, którą pokrył cienki strup.
Logan podniósł na nią wzrok i spojrzał na Amandę. Kobieta ściągnęła ciemne brwi, jej wargi poruszały się bezgłośnie. Jamie przenosił spojrzenie swoich brązowych oczu to na lekarkę, to na swoją przyjaciółkę. Jego dłoń wciąż obwicie krwawiła.
- Dwie minuty i trzy sekundy - wyszeptała w końcu. - Głębokie cięcie. Logan, a ty?
- Ciągle się leje.
- Jamie?
- Nawet nie zwolniła.
Annabell przeciągnęła kciukiem po ranie, stup odpadł ukazując czerwoną pręgę. Nagle Logan wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, przyciskał do dłoni gazę i śmiał się jak szalony. Pozostali przyglądali mu się badawczo. Rudowłosa zeskoczyła z łóżka i złapała go za ramię, pociągnęła go i wepchnęła do łazienki. Zamknęła drzwi na klucz i pchnęła go na ścianę. Nie śmiał się już, jego oczy pociemniały. Zupełnie nie spodziewanie przyciągnął ją do siebie i pocałował, mocno i namiętnie. Jej ciało od razu odpowiedziało na jego dotyk, oplotła go ramionami w pasie i oddała pocałunek, uniósł zdrową dłoń do jej twarzy i pogłaskał ją po policzku.
- Logan - jęknęła, a kolana się pod nią ugięły. Podniósł ją i posadził na umywalce. - Nie możemy im teraz powiedzieć.
- Widzisz jednak miałem rację - powiedział, nic nie robiąc sobie z tego co powiedziała.
Posłała mu karcące spojrzenie spod rzęs, ale on tylko się uśmiechnął i pocałował ją w czubek nosa.
- Mówiłem ci, że jesteś wyjątkowa.
Objął ją ramionami w pasie i oparł czoło o jej czoło. Westchnęła. Miał rację była pół-bogiem i pół czym? Człowiekiem nie była, była herosem. Nawet nie potrafiła nazwać tego czym była. Część jej świadomości cieszyła się ze swojej wyjątkowości, a druga połowa płakała nad jej losem, bo w końcu siła łączy się z odpowiedzialnością.
- Kim ja jestem? - spytała szeptem, patrząc w niebieskie oczy ukochanego.
Odsunął włosy z twarzy dziewczyny i założył je za ucho, przez chwilę przyglądał się jej, aż w końcu odpowiedział:
- Jesteś córką  Apolla i moją dziewczyną, reszta się nie liczy - pocałował ją w usta.
- I Amazonką.
Odsunął się od niej i wyciągnął ku niej rękę, spletli razem palce. Zeskoczyła z umywalki i stanęła obok niego. Spojrzała na ich odbicie w lustrze, wysoki, dobrze zbudowany blondyn o pięknych oczach obejmujący w talii drobną rudowłosą dziewczynę o wielkich zielonych oczach.
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem - roześmiała się i otworzyła drzwi.
Wrócili do Jamie'go i Amandy, który przysiedli na jej łóżku. Brunet przerzucał kartki jej zeszytu od literatury, gdy ich zobaczył odłożył go na miejsce i potargał swoje krótkie włosy. Amanda obracała w palcach telefon, jakby czekała na ważne połączenie.
- Widzę, że udało ci się go ogarnąć - stwierdził Jamie.
Skinęła głową i spojrzała na lekarkę, która przyglądała im się badawczo. Dziewczyna miała nadzieję, że nie wróci do tematu, a jeśli coś podejrzewa to zostawi to dla siebie. Jakby na potwierdzenie jej domysłów, kobieta skinęła minimalnie głową. Przez chwilę patrzyły sobie w oczy, prowadząc niemą rozmowę. Ich cichy dialog przerwał dzwonek telefonu, potomkini Asklepiosa zerwała się z łóżka i podeszła do okna, przebłyski słońca grały w jej włosach, sprawiając, że część z nich mieniła się jak złoto. Odwróciła się od okna i przez chwilę jej poważną twarz rozjaśnił uśmiech.
- Dyrektor wraca, będzie w szkole za cztery godziny.




5 dni no, no, no, sama się zaskakuję xd

dziękuję Wam za wszystkie cudowne słowa, którymi mnie obdarzyliście :) mam nadzieję, że rozdział, choć krótki, spełni Wasze oczekiwania :)

zostaw po sobie jakiś znak :*

14 komentarzy:

  1. To było super XD Z błędów była tylko jedna literówka,a co do rozdziału to naprawde niesamowicie piszesz. Z niecierpliwością czekam na CD :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To było super XD Z błędów była tylko jedna literówka,a co do rozdziału to naprawde niesamowicie piszesz. Z niecierpliwością czekam na CD :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, też wyłapałam tylko jeden błąd. Coraz lepiej ;) Rozdział choć krótki, to i tak świetny. Jak Ty to robisz? : ) Niech wena nadal Ci sprzyja :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy rozdział,czekam na więcej i życzę weny :D

    PS.Zapraszam do siebie niedługo pojawi się nowy rozdział i liczę na twój komentarz :*
    PS.2 : Sorrki za spam XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne, fajne :) Czekam na kolejną część ; ))

    OdpowiedzUsuń
  6. super rozdział! mam nadzieję że święta nie przeszkodzą ci w dodawaniu kolejnych rozdziałów;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. święta raczej wątpię, sądzę nawet, że dadzą mi natchnienie :D w końcu święta kiedy wszyscy się "godzą" i są "mili" <3
      wybacz mi sarkazm, ale to nerwy przed próbnymi :))

      Usuń
  7. Jak można tak świetnie pisać? Przez Cb mam kompleksy ._.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak można tak świetnie pisać? Przez Cb mam kompleksy ._.

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział ! A teraz mogę ogłosić (perkusja) miłą wiadomość :) Zapraszam Cię na mojego bloga do nowego postu :) Jest tam mała niespodzianka ode mnie dla Ciebie. Zajrzyj ^_^ http://amor-animi-falli.blogspot.com/2013/12/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Jdjdjdjdjsmditmdbskwoekrmbajfmfleiwqlq bxkdmdkdpe xjdmfjd *.* *.* genialny blog <3 czekam na następne rozdziały! ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam, że dopiero teraz, ale na koniec semestru nauczyciele wariują :/
    Rozdział mi się bardzo podobał i podobniej jak Kasia wpadam w kompleksy. Z niecierpliwością czekam na cd :D

    OdpowiedzUsuń