piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 23. Bo jak Śmierć potężna jest Miłość

W górach znów padał gęsty śnieg. Po obu stronach drogi powstały ogromne zaspy. Dochodziła piętnasta, a na zewnątrz już zapadał zmrok. Annabell obserwowała las, czekając, aż zobaczy coś niepokojącego. Raz wydawało jej się, że mignęła jej sylwetka centaura, ale gdy mrugnęła las był tak samo pusty i mroczny. Zadrżała. Logan zaciskał mocno dłonie na kierownicy, napinał mocno mięśnie, które rysowały się pod jego jasną skórą. Położyła mu dłoń na udzie, spojrzał najpierw na jej rękę, a potem na nią. Ich oczy spotkały się na chwilę. Nie rozmawiali wiele od wyjazdu z Silverriver. Zakrył jej dłoń swoją i splótł palce z jej palcami. Uniósł ich splecione ręce i pocałował ją w kostki. Samochód zatrzymał się przed żelazną bramą, dziewczyna zauważyła niewielką kamerę, która odwróciła się w ich stronę, a po chwili wrota, porośnięte winoroślą, się otworzyły. 
Logan zatrzymał się na dziedzińcu i wrzucił jałowy bieg. Odwrócił się do Annabell i odsunął jej włosy z twarzy.
- Spotkamy się na obiedzie, nie daj Jamie'mu nic pozwać, dobrze? - Skinęła głową. - Uważaj dzisiaj na siebie.
- Ty też.
Ujęła jego podbródek i złożyła na jego wargach delikatny pocałunek. Popatrzyła w jego błękitne oczy i pogłaskała go po policzku opuszką palca. Wyszła z samochodu i nie oglądając się za siebie wbiegła do szkoły. Śnieg zdążył zmoczyć jej włosy, przeszywający chłód wkradł się pod jej płaszcz. Usłyszała jak opony kręcą się na bruku i samochód opuścił dziedziniec. Hall był niesamowicie pusty i cichy. Jej kroki odbijały się od kamiennych ścian, miała nieodparte wrażenie, że nieruchome i martwe oczy bogów patrzą na nią. Po jej kręgosłupie przebiegł lodowaty dreszcz. Silne światło żarówek zamigotało. Wzdrygnęła się.
- Annabell? - zatrzymała się w pół kroku. Zacisnęła mocniej dłoń na balustradzie i odwróciła się w stronę głosu.
Hans Kroger stał u stóp schodów, krzyżując dłonie na piersi. Annabell była zaskoczona tym, jak bardzo postarzał się od ich ostatniego spotkania. Na twarzy przybyło mu zmarszczek, we włosach błyszczały mu siwe kosmyki. Zeszła na dół i stanęła kilka metrów od niego. Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na niego wyczekująco.
- Domyślam się, że cała ta sytuacja z bronieniem szkoły jest dla ciebie bardzo ciężka, masz stanąć przeciwko siostrą - badał jej reakcję, ale ona stała z wysoko uniesioną głową i niewzruszoną twarzą, lustrując go wzrokiem
- Do czego pan zmierza? - Zapytała chłodno. Gdy tylko o to spytała, wiedziała, że odpowiedź nie przypadnie jej do gustu.
Mężczyzna westchnął głośno i potarł brodę. Zrobił krok w jej stronę.
- Jeżeli trzeba będzie walczyć przeciwko Amazonkom, nie chcę, żebyś stanęła do walki.
Annabell wciągnęła gwałtownie powietrze. Nagle na jej sercu zacisnął się ciężki, żelazny łańcuch. Poczuła, że nie może oddychać. Patrzyła na dyrektora szeroko otwartymi oczami, próbując zrozumieć o co mu chodzi. Jak to ma nie stanąć przeciw nim? Przecież o to chodziło, prawda? O jej sprzeciw i pomoc. Miała moc, by zaważyć o wyniku tej bitwy, a może nawet całej wojny.
- Byłoby to dla ciebie zbyt trudne, a jednocześnie stałabyś się łatwym celem i no cóż, najsłabszym miejscem Logana. Nie chcesz chyba, żeby został zraniony, gdy będzie chronił ciebie, bo ty nie będziesz potrafiła unieść miecza, prawda?
- Dam sobie radę - jej głos przypominał warczenie. Kroger uśmiechnął się pod nosem. - One nie są moją rodziną.
- Kłamiesz Annabell - powiedział spokojnie. - Nadal je kochasz, bo one są twoją rodziną i nic tego nie zmieni. Dlatego nie weźmiesz udziału w walce. Krew nie przestaje być krwią. 
Wzięła uspokajający oddech.
- Czy to rozkaz? - Mężczyzna skinął głową. - Dobrze, nie stanę na polu walki - poddała się.
Spojrzała w jego brązowe oczy i wiedziała, że nie ustąpi. Podjął decyzję, wydał rozkaz, a ona musiała się podporządkować, mimo wszystko to on był dowódcą, a ona tylko żołnierzem.
- Mądra dziewczynka.
Odwróciła się na pięcie i wbiegła po schodach do swojej sypialni. Wściekła rzuciła płaszcz na podłogę, rozebrała buty i padła na łóżko. Oddychała ciężko, jakby właśnie przebiegła maraton. Do oczu napłynęły jej łzy. Znów czuła się jak piąte koło u wozu tylko, że tym razem nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Ciałem dziewczyny wstrząsnął szloch, po policzkach popłynęły łzy, mocząc poduszkę. Ukryła w niej twarz i krzyknęła, krzyczała tak długo, aż nie zabrakło jej tchu. Znów zatrzęsła się od gwałtownego płaczu. W swój krzyk, włożyła wszystkie swoje uczucia: złość, żal, frustrację, smutek. 
Ktoś nacisnął klamkę, ale ta nie ustąpiła pod naciskiem jego dłoni. Wchodząc do pokoju, przekręciła klucz w zamku. Osoba zastukała do drzwi. Annabell przeturlała się na bok, nie chciała widzieć nikogo. Po jej policzku spłynęła łza. Ktoś uderzył otwartą dłonią w drewno.
- Annabell, otwórz - usłyszała nienaturalnie spokojny głos Logana, który krył jego zniecierpliwienie, a może strach? Znów uderzył w drzwi. - Annabell, przecież cię słyszę. 
Pociągnęła nosem. Nie chciała teraz nikogo widzieć. Tym bardziej nie mogła patrzeć na niego. Zamknęła oczy, próbując się odgrodzić od całego świata. Podkuliła nogi pod brodę. Tak samo robiła, gdy była dzieckiem, to był jej sposób na ucieczkę. Zamek szczęknął i drzwi uchyliły się z cichym szczękiem.
Logan przeczesał swoje włosy i potarł twarz. Patrzył na swoją dziewczynę, leżącą do niego tyłem. Zsunął buty i usiadł obok niej, nawet nie drgnęła. Delikatnie dotknął jej talii, zero reakcji, położył się obok niej i objął ją ramieniem. Zanurzył twarz w jej miękkich włosach, pachnących lawendą i perfumami Chanel. Delikatnie dotknął policzka Annabell, był mokry od łez.
- Co się stało? - spytał lekko ochrypniętym głosem. Pocałował delikatnie jej kark. Milczała, a z jej oka wypłynęła kolejna łza. - Rozmawiaj ze mną. Annabell, proszę, rozmawiaj ze mną. Słyszałem twój krzyk, co się stało?
Przekręcił ją na drugi bok i przytulił ją do piersi. Złapała się kurczowo jego koszuli. Pocałował ją w czubek głowy. Westchnęła cicho, ocierając łzy wierzchem dłoni. Nie chciała go ranić w żaden możliwy sposób, a nie rozmawiając z nim, uciekając od niego to właśnie robiła. Pocałowała go w rękę, przytulając ją do twarzy.
- Kroger odsunął mnie od obrony szkoły.
- Słucham? - Logan usiadł i pociągnął za sobą Annabell, która skuliła się w kącie, opierając czoło na kolanach. Nie chciała, żeby widział ją taką zapłakaną. 
- Uznał, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Ja nie będę musiała stanąć bezpośrednio przed Amazonkami i jednocześnie nie będę twoją słabą stroną. On sobie daje sprawę z tego, że rzuciłbyś się za mną nawet w ogień. -Przytulił ją do siebie, oplotła go nogami w pasie. - Logan, nie chcę być piątym kołem u wozu, ale też nie chcę być bezużyteczna. Chce móc walczyć. Chce pomóc.
- Nie jesteś bezużyteczna, słyszysz? Nie wolno ci tak myśleć. Kroger ma rację, to wszystko może być pon prostu dla ciebie zbyt ciężkie. Nie chcę, żebyś cierpiała. Wcale nie jesteś dla mnie ciężarem. Jesteś moją ostoją. Jeśli zostaniesz w szkole, będę miał kolejny powód, by wrócić, bo przy tobie zostanie moje serce.
Uniósł jej podbródek i otarł jej policzki. Objął jej twarz dłońmi i spojrzał w jej szmaragdowe oczy. Oparł czoło o jej czoło, czuł pod palcami gładką skórę dziewczyny, której oddech łaskotał jego policzek. Gdy podniosła powieki, napotkała spojrzenie jego niebieskich oczu, w których tańczyły radosne płomyki.
- Co cię tak cieszy? - spytała szeptem, gładząc jego skórę. 
Nie odpowiedział, tylko przyciągnął ja do siebie i pocałował czule, rozkoszując się jej wargami. Wplotła palce w miękkie włosy chłopaka, pogłębiając pocałunek.
Gdy odsunęli się od siebie, pokręciła głową i podeszła do komody. Wytarła twarz i przypudrowała ją delikatnie. Logan podszedł do niej od tyłu i objął  ją w talii. Spojrzała na jego odbicie w lustrze. 
- Kocham cię Logan, nie chcę, być twoją słabością. Chce być twoją siłą.
Odwrócił ją do siebie i pocałował mocno. 
- Jesteś - zaprzeczyła ruchem głowy. - Annabell ta "słabość" jest naszą siłą.
Puścił ją i zsunął z palca swój pierścień. Była to obrączka ze srebra z wygrawerowanym we wewnątrz cytatem: "Bo jak Śmierć potężna jest Miłość."* Obrócił ją w palcach, światło łamało się na metalowej powierzchni. Sięgnął do kieszeni, z której wyjął długi łańcuszek. Zawiesił obrączkę na nim i założył dziewczynie. Jego palce musnęły jej kark, sprawiając, że po jej kręgosłupie przebiegł dreszcz.
- Bo jak Śmierć potężna jest Miłość - odczytała. Spojrzała na swojego chłopaka, który obserwował ją bacznie. - Logan - głos jej się załamał.
Padła mu w objęcia i mocno go przytuliła. Uniósł ją kilka centymetrów nad ziemię, wtulając twarz w szyję dziewczyny. Zdawała sobie sprawę, że jest to jego pierścień rodowy. Przekazywany z ojca na syna, a teraz wisiał na jej szyi. Zamknęła na nim dłoń.
- Chcę, żebyś go nosiła. Poprosiłem potomka Hekate, żeby rzucił na niego zaklęcie. Za każdym razem, gdy będziesz mnie szukać, on wskaże ci drogę. 
- Logan nie sądzę, żeby twoi rodzice - przerwał jej kładąc palec na jej wargach.
- Odkąd skończyłem siedemnaście lat, on należy do mnie. Ja decyduję, co z nim zrobię. Postanowiłem go zawiesić na twojej szyi, żebyś zawsze mogła mnie odnaleźć. I, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteś moja - dodał z szelmowskim uśmiechem na wargach. - Kocham cię Annabell.
Pocałowała go jeszcze raz i obróciła obrączkę w palcach. Był to najcudowniejszy prezent jaki w życiu otrzymała. Pogłaskał ją po policzku, jego dłoń idealnie pasowała do kształtu policzka dziewczyny. Czuła stwardnienia na skórze, które powstały przez trzymanie wódz i miecza. Logan przygryzł wargę, uwielbiała, gdy tak robił.
- Zawszę będę - szepnęła, dotykając jego miękkich warg opuszką palca.
- Gotowa, by zmierzyć się z obiadem? - Roześmiała się, odrzucając rude włosy do tyłu.
Obróciła w palcach obrączkę i wsunęła ją za koszulkę, lecz Logan złapał za łańcuszek i wyciągnął go na wierzch. 
- Chcę, żeby inni go wiedzieli.
- Chodźmy - powiedziała, pociągając go za rękę do drzwi.
Czuła metal na swej skórze, wciąż ciepły od dotyku Logana. Z roztargnieniem pogłaskała obrączkę, czuła pod palcami grawer. Uśmiechnęła się delikatnie. Od teraz nic i nikt nie mógł ich rozdzielić. Zawsze go odnajdzie. Gdziekolwiek by był.
Bo jak Śmierć potężna jest Miłość.
***
Deszcz obijał się o szyby wysokich okien. Kryształowy żyrandol rzucał nikłe światło na zebranych w pokoju. Zza dębowym biurkiem siedziała smukła, czarnowłosa kobieta o błyszczących zielonych oczach, długimi palcami wbijała rytm na dębowym blacie biurka. Kobiety wokół niej stały wyprostowane, każda z nich miała przypasany miecz i przewieszony przez ramię łuk. Były w pełnym rynsztunku bojowym, jakby tylko czekały na rozkaz. Podwójne drzwi zostały otworzone i weszła przez nie smukła blondynka. Była niskiego wzrostu i wciąż miała młodzieńczą figurę. Jej policzki były zaróżowione jakby biegła. Wszystkie oczy utkwiły się w niej. Skłoniła się przed czarnowłosą i podała jej białą kopertę.
- Pani, wiadomość od Nicole.
- Dziękuję Mary - odpowiedziała i rozerwała pieczęć. Przebiegła wzrokiem po tekście. - Możesz być dumna ze swojej siostry - powiedziała do dziewczyny, która uśmiechnęła się szeroko i ukłoniła się nisko.
Odprawiła ruchem ręki wszystkie kobiety. Została z nią tylko około dwudziestoletnia brunetka o błyszczących brązowych oczach i twardych rysach. Dziewczyna stanęła obok królowej i popatrzyła na nią smutnym wzrokiem.
- Bardzo mi przykro Pani - szepnęła, kładąc rękę na ramieniu władczyni. - Nie chciałam, żeby ona zawiodła. 
- Żadna z nas nie chciała, ale miałaś rację Hermiono, że lepiej mieć zaplecze. Cieszę się, że pomogłaś Nicole odkryć jej talent. Dzięki temu nie musimy prosić Annabell, żeby nam podała herosów na tacy. Oni sami to zrobią.
Królowa wstała i z gracją podeszła do okna. Patrzyła na zielone łąki, które otaczały jej posiadłość. To na nich wychowała się jej jedyna córka, to tutaj rozpoczęła się historia, która teraz się kończy. Odwróciła się do swojej adiutantki, która nadal stała w tym samym miejscu. 
- Powiedz Amazonkom, że ruszamy. Nie ma na co czekać. Jutro przesilenie zimowe, wtedy zaatakujemy.
- Tak Pani - Hermiona skłoniła się i wyszła z gabinetu. 
Lily ukryła twarz w dłoniach, nie okazywała słabości, przy swoich podwładnych, nawet tak zaufanych jak Hermiona. Musiała być dla nich autorytetem, ostoją, siłą, bez silnego przywódcy nie mogłyby stanąć przeciw herosom. Jednak w jej sercu pojawił się lęk, nigdy wcześniej jej nieprzewidywalna córka, nie była aż tak nieprzewidywalna i tak bardzo niebezpieczna. Teraz, gdy zdawała sobie sprawę ze swojej własnej siły, mogła zagrozić im wszystkich, była warta tyle co dwadzieścia Amazonek. Musiała mieć jednak nadzieję, że Annabell nadal jest jej następczynią i nadal wierzy w ich ideały, że nadal jest jej posłuszna. Pozostała jej tylko nadzieja.
Rozległo się pukanie do drzwi, po chwili do gabinetu weszła szesnastoletnia Mary. Kobieta uśmiechnęła się jej widok, było widać, że dziewczyna obawia się swojej królowej. Lily była zadowolona z respektu jakim darzyło ją młode pokolenie, dzięki temu utrzymywała się na tronie. 
- Pani, Amazonki są gotowe do drogi, szykują konie.
- Czas na mnie, bym i ja przywdziała zbroję - powiedziała kobieta. Napełniała ją siła i radość z tego, że jej Królowej Lilianie uda się coś co nie udało się żadnej innej królowej. Gdy to wszystko się skończy, nikt nie będzie jej porównywał do matki, o nie, stanie się klasą samą dla siebie i nikomu nie będzie wolno podważyć rodu Perry.
Podeszła do ściany i nacisnęła na klamkę, która kryła się pod roślinnym motywem tapety. Weszła do swojej sypialni, w której jak zwykle unosił się silny zapach ziół. Spojrzała na swój lśniący pancerz i pas Królowej leżący za pancerną szyba. Ubrała się w szary matowy kombinezon, wysokie sznurowane buty sięgające kolana. Z pomocą Mary dopasowała pancerz. Dziewczyna splotła włosy Lily w koronę wokół jej głowy. Sama miała na sobie pancerz, a przy boku miecz. Królowa wprowadziła kombinację do zamka i szyba odsunęła się dając jej dostęp do najważniejszego skarbu Amazonek.
Już z tej odległości czuła pulsującą w nim energię, siła bijąca od niego uderzała w nią delikatnymi falami. Z nabożną czcią zapięła go wokół swoich bioder. Odchyliła głowę do tyłu, rozkoszując się siłą, która ją przepełniła. Pas zgromadził w sobie wiedzę i doświadczenie wszystkich królowych, którego nosiły. Dzięki temu, każda kolejna była mądrzejsza od poprzedniej.
Mary przyglądała się Lily szeroko otwartymi szarymi oczami. Skłoniła się lekko i odwróciła wzrok od pasa. Kobieta wyprostowała się i wyszła na werandę. Wiał silny wiatr, ale deszcz przestał padać. Na podwórzu stało około siedemdziesięciu koni z Amazonkami na grzbiecie, wszystkie zdeterminowane i gotowe zginąć w walce o honor. O zemstę.
Hermiona trzymała za wodze ogromnego ogiera o śnieżno-białej sierści. Koń zarżał widząc swoją właścicielkę, miał eleganckie ogłowie z czarnej skóry, z naczółkiem nabijanym ćwiekami z białego złota. Adiutantka przytrzymała go, gdy Lily wskoczyła na jego grzbiet. Przejechała dłonią po jego umięśnionej szyi. Konie Amazonek, nie były zwykłe. W ich żyłach płynęła krew mitycznych koni jak koni Achillesa, Diomedesa, czy też Bucefała - konia Aleksandra Wielkiego. Były większe, wytrzymalsze i szybsze, dużo szybsze. Mogły przebiec tysiące kilometrów i nadal być w dobrej formie. Dotarcie do Szkoły Krogera zajmie im kilka godzin, maksymalnie dziesięć. Będą miały czas by się przygotować i czekać na znak.
Królowa spojrzała na twarze swoich sióstr. Każda była tak samo twarda, zaprawiona w bojach i silna.
- Siostry! - Krzyknęła, przekrzykując wiatr. - Wreszcie odbierzemy to co nam należne!
Odpowiedział jej ryk radości i wyciągnięte ku niebu miecze. Zefir przebierał nerwowo kopytami. Poprawiła swój uścisk na wodzach, wplatając między palce kosmyki jego grzywy.
- Prowadź nas - szepnęła.
Ogier zarżał przenikliwie i stanął dęba. Rzucił się na północ, a spod jego kopyt trysnęły drobne kamyczki. Za nim Amazonki ustawiły się parami w szyku, najsilniejsze na początku i na końcu, a najmłodsze w środku.
Lily obejrzała się do tyłu, sylwetka jej domu ginęła w mgle. W oddali na wzgórzu, pod rozłożystą wierzbą, w grobowcu z białego marmuru spoczywała jej matka. Przyrzekła jej, że gdy wróci, wróci z tarczą.
___
*) Cytat pochodzi z: BibliaPieśń nad Pieśniami 8, 6



Rozdział 23... Mam nadzieję, że nie zanudzałam ;) Zdaję sobie sprawę, że czekaliście długo, ale chciałam, żeby był na tip top. Myślę, że jest.
To prawie koniec.
Nigdy jeszcze nie zaszłam tak daleko, a to wszystko dzięki Wam! Dawaliście mi siłę, by pisać dalej, mówiliście, że to co robię jest dobre i ma sens. Dziękuję Wam za to. Każdej osobie, która kiedykolwiek skomentowała, dziękuję za to :*
Nie wiem kiedy uda mi się napisać "finał", bo jeszcze się nie zabrałam, ale myślę, że już gdy go skończę, to będę się ociągać jeszcze dłużej niż teraz.

Jesteście wielcy <3




6 komentarzy:

  1. Cudowne, wspaniałe, niesamowite *_*
    Trochę boję się tego starcia :( Jestem pewna, że Annabell nie będzie bezczynnie siedzieć, kiedy Loguś i jej rodzina są gotowi się pozabijać. I ten moment z pierścionkiem... cudowne <3
    Czekam, czekam, czekam, ale nie spiesz się, przemyśl wszystko i zwal nas z nóg :*
    Kochamy Cię <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne *-*
    Tak jak Loara myślę, że Annie nie będzie siedzieć i czekać na dobre wieści. Sama ruszy do walki. Czekam na ten wielki moment- na wojnę. A kolejny rozdział zapewne zaskoczy nas niesamowicie. Czekam na niego z niecierpliwością. Życzę przeogromnej weny ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. To my Ci dziękujemy. Jeju tak szybko się zbliżamy do końca ;_; To smutne, zgadzam się z kom. powyżej ten moment z pierścionkiem! *0* I pieśń nad pieśniami! Boże, kocham to.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieje ze nie bedziesz konczyc historii Logana i Annabell. Dla mnie beda zyc wiecznie. Co do rozdzial: Cudo ! Zgadzam sie z innymi ze scena z pierscionkiem byla po prostu *.* Nie moge sie doczekac CD. po mimo swiadomosci ze to juz prawie koniec.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieje ze nie bedziesz konczyc historii Logana i Annabell. Dla mnie beda zyc wiecznie. Co do rozdzial: Cudo ! Zgadzam sie z innymi ze scena z pierscionkiem byla po prostu *.* Nie moge sie doczekac CD. po mimo swiadomosci ze to juz prawie koniec.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieje ze nie bedziesz konczyc historii Logana i Annabell. Dla mnie beda zyc wiecznie. Co do rozdzial: Cudo ! Zgadzam sie z innymi ze scena z pierscionkiem byla po prostu *.* Nie moge sie doczekac CD. po mimo swiadomosci ze to juz prawie koniec.

    OdpowiedzUsuń